Mikołaj Stroiński o muzyce do Wiedźmina 3

Muzyka musi być interaktywna – mówi Mikołaj Stroiński, twórca ścieżki dźwiękowej do „Wiedźmina 3".

Aktualizacja: 12.08.2015 23:00 Publikacja: 12.08.2015 21:00

"Rzeczpospolita": Jest pan fanem gier komputerowych?

Mikołaj Stroiński:
Tak, i mam szczęście, że to także część mojego zawodu. Jestem z pokolenia, które w latach 80. odkryło gry wideo na ZX spectrum, potem na commodore 128, a na początku lat 90. na pierwszych pecetach. Gry zawsze były w moim domu, ku lekkiej dezaprobacie rodziców, choć nie należałem do tych, których pochłonęły one całkowicie. Równolegle grałem na fortepianie.

Nie był pan więc zaskoczony tym, że można komponować muzykę do gier komputerowych.

Chciałem to robić niemal od zawsze.

Ta muzyka musi się różnić od filmowej?


Zdecydowanie tak, zarówno dynamiką, jak i sposobem opowiadania historii. Soundtrack filmowy jest rodzajem zamkniętej opowieści. W grach muzykę tworzymy bardziej z plam, a opowiedzenie historii nie jest jej główną funkcją. Towarzyszy ona różnym etapom gry, niekoniecznie liniowo ze sobą związanym. W filmie dany motyw zawsze jest przypisany tej samej scenie, w grze nie wiadomo, w jakim kierunku potoczy się akcja, muzyka musi być interaktywna, bo gracz steruje zarówno swoim bohaterem, jak i zdarzeniami.

Zanim pan cokolwiek skomponuje, testuje pan grę?

Nie, gdy otrzymuję zamówienie, najczęściej jest ona jeszcze niekompletna. Dostaję tzw. screenshoty, czyli zdjęcia, krótkie filmiki, szczegółowe wytłumaczenie tematów, bohaterów, realiów. Im więcej wiem, tym oczywiście lepiej. Bardzo inspiruje mnie też strona graficzna. Natomiast gdzieś w połowie pracy dostaję grę w wersji roboczej, wówczas mogę sprawdzić niektóre pomysły. Bardzo przydatne jest wtedy moje doświadczenie gracza.

Jak się pracowało przy „Wiedźminie 3"?

To była przyjemność i przygoda. Komponowałem muzykę, z którą dobrze się czuję nie tylko dlatego, że świetnie wspominam książki Sapkowskiego, ale ten rodzaj gry, jaką jest „Wiedźmin", zawsze mi odpowiadał. A równolegle pracowałem nad „Zaginięciem Ethana Cartera", co zapewniało mi różnorodność. „Wiedźmin" wymagał muzyki epickiej i etnicznej z domieszką słowiańskości, „Carter" – ciemnych, mrocznych barw.

Ile minut muzyki pan skomponował?

Łącznie z Marcinem Przybyłowiczem napisaliśmy pięć godzin, ale każdy z utworów musi się składać z pewnego rodzaju cegiełek. Na początku grają na przykład same smyczki, potem mogą dojść instrumenty dęte, na następnym etapie bębny czy wokal. Tak rodzą się kolejne warianty, a z pięciu godzin muzyki – piętnaście. Te kombinacje są niezbędne, bo gracz w danym obszarze przebywa dwie minuty albo dziesięć i nie może się znudzić, słuchając ciągle dokładnie tego samego.

Istnieje odrębny świat kompozytorów muzyki do gier komputerowych?

Tak, mamy swoją organizację – Game Audio Network Guild – do której należę. Ten świat charakteryzuje się wewnętrznym spokojem. Nas nie gonią aż tak bardzo terminy. Natomiast wielu, tak jak i ja, działa w różnych dziedzinach. Jest też system branżowych wyróżnień, myślę, że „Wiedźmin 3" ma szansę dostać je w przyszłej edycji, na razie mogę się pochwalić, że dostałem parę nagród, między innymi za muzykę do „Zaginięcia Ethana Cartera", byłem też za nią nominowany do D.I.C.E. Award. To Oscar w branży gier.

Żeby odnieść sukces, trzeba mieszkać w Los Angeles?

Także w San Francisco, które również jest miejscem, gdzie gry powstają. W dobie meilowych kontaktów bezpośrednie spotkania nadal odgrywają ważną rolę. Konkurencja jest duża, ale dzięki niej człowiek chce być coraz lepszy, wchodzi w twórczy dialog z innymi i wciąż się uczy. Chciałbym kiedyś wrócić do Polski, ale nie wiem, czy już mogę sobie na to pozwolić.

A mówią o panu, że jest pan z Polski i dlatego pisze inną muzykę?

Chyba jestem postrzegany jako kompozytor oryginalny, z odrobiną egzotyki. Z kolei w Polsce uchodzę za twórcę hollywoodzkich brzmień. Myślę, że jako kompozytor ciągle znajduję się na etapie krystalizowania się mojego stylu, stąd zmienność jest niezbędna.

I dlatego też lubi pan porzucać gry, by napisać muzykę na przykład do psychologicznego serialu HBO „Bez tajemnic"?

To był projekt intymny i bardzo inteligentny, pisany z szacunkiem dla widza, co nieczęsto się zdarza. Musiałem uważać, by w żadnym momencie muzyka nie zakłóciła dialogów oraz ciszy, która pełniła ważną funkcję w dramaturgii.

Do Ameryki pojechał pan, by studiować w słynnej uczelni Bostonu, Berklee College of Music. Nam kojarzy się ona przede wszystkim z jazzem.

Nie tylko nam, wszystkim Europejczykom. Ktoś, kto nie zna jazzu, nie będzie sobie dobrze radził w tej szkole, nawet jeśli studiuje muzykoterapię czy inżynierię dźwięku. Też tam pojechałem dla jazzu, ale razem ze mną studiowało wielu gitarzystów rockowych czy wokalistów rhythmandbluesowych. Już na miejscu zapisałem się na drugi kierunek, kompozycję filmową. Ona zwyciężyła, ale jazz ciągle we mnie jest, to moja ulubiona muzyka, wyniosłem ją z domu.

Jaką muzykę chciałby pan napisać?

Do ostrego horroru, bo tam wychodzi na pierwszy plan, jest istotnym narzędziem do straszenia graczy lub widzów, co poszerza swobodę kompozytora. Można zarówno użyć samych smyczków, jak i przetworzonego dźwięku piły. Myślę, że w horrorze dobrze bym straszył.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"