Korespondencja z Cannes
Po projekcji tego filmu czułam się tak, jakbym dostała obuchem w głowę. Xavier Dolan nie stosuje żadnego znieczulenia. A z czasem jego kino staje się coraz bardziej gęste. Młodzieńcze lęki zamieniają się w cierpienie dojrzałego człowieka.
Kanadyjczyk miał 19 lat, gdy za swoje gaże z dziecięcych występów w reklamach i serialach nakręcił pierwszy film – „Zabiłem moją matkę". W 2009 r. dostał za niego na festiwalu w Cannes Złotą Kamerę za najlepszy debiut. Potem były „Wyśnione miłości", „Na zawsze Laurence", „Tom", „Mama".
Nazwano go cudownym dzieckiem kina. Obok filmów Dolana nie można było przejść obojętnie. Zawsze były bardzo osobiste i bolesne, naznaczone osobowością autora: niepokornego chłopaka szukającego prawdy o relacjach z najbliższymi, geja poobijanego przez świat pełen nietolerancji, indywidualisty, który chce pozostać sobą w zunifikowanym zachodnim społeczeństwie.
Po „Mamie" powtarzał w wywiadach, że chce zrobić przerwę w pracy, normalnie pożyć, postudiować. Nie wytrzymał bez kina. Dziś ma 27 lat i o „To tylko koniec świata" mówi: