Korespondencja z Wenecji
Za najbardziej amerykański ze wszystkich filmowych gatunków wziął się Holender. Absolwent amsterdamskiej Akademii Filmowej, autor głośnego filmu „Winter in Wartime”, który pięć lat temu znalazł się na krótkiej liście Oscarowej i był z dużym sukcesem dystrybuowany w USA. To już wtedy Koollhoven zapowiedział, że jego marzeniem jest nakręcenie westernu.
Scenariusz „Brimstone” napisał sam, zrealizował go we własnej firmie w koprodukcji holendersko-europejsko-amerykańskiej.
— Ten film wpisuje się w tradycję kina amerykańskiego, ale powstał w Europie. Kręciliśmy w kilku europejskich krajach, z europejską ekipą i europejskimi aktorami — mówi reżyser. — Czy Europejczyk ma prawo wchodzić w ten sposób w amerykańską tradycję? Osobiście uwielbiam włoskie spagetti-westerny, więc pomyślałem: „Dlaczego nie miałbym zrobić holenderskiej wersji takiego filmu?”. Zresztą jeden z głównych bohaterów filmu, pastor, przybył na amerykański ląd z Holandii.
Jednak antywestern Koollhovena opowiedziany jest z punktu widzenia kobiety. Młodej dziewczyny, która jako dziecko trafiła do domu publicznego i ścigana przez mającego obsesję na jej punkcie zwyrodniałego ojca-pastora, walczy jak lwica o przetrwanie swoje i swojej córki.