Na cel pierwszej wyprawy obrałam Mierzęcin, miejsce znane nie tylko z urody i kuchni, ale przede wszystkim znakomitych win. Od kilku lat, wzorem winnic Francji, Włoch czy Hiszpanii, organizowane są tu uroczyste winobrania dla zaprzyjaźnionych gości. Prawdziwe, kilkudniowe święto.
Piątkowe relaksujące powitanie nie zapowiadało szaleństwa kolejnego dnia. Już od sobotniego poranka bowiem zostaliśmy zagonieni do pracy na winnicy. Czekało na nas kilka hektarów, kilkanaście szczepów winorośli, rzędy pustych wiaderek i sekatory. Zadaniem numer jeden był zbiór winogron na Noole Blanc, kupaż aż dziewięciu różnych odmian. Oczywiście trudno byłoby przystąpić do jego realizacji bez spróbowania ich wszystkich! Rozkoszne zagłębianie się w niuanse smakowe i różnice w poziomach cukru i kwasowości przerywał ciągnik zwożący do wytwórni kolejne przyczepy z pełnymi skrzyniami. Mimo niespiesznego tempa w ciągu przedpołudnia zebraliśmy ponad 2 tony owoców! Nie wspominając o tych, które pożarliśmy...
Popołudnie i dzień kolejny poświęcone zostały na zapoznanie z podstawami sztuki produkcji wina. Ważenie, tłoczenie soku (oczywiście połączone z obfitą degustacją) zlewanie do zbiorników i wreszcie pierwszy dotyk magicznej pałeczki winiarza. Zaczyna się od siarkowania i choć ten etap nie brzmi zachęcająco, wnet okazuje się, że jest nie tylko skomplikowany, ale także niemal niezbędny. Trudno bowiem utrzymać stabilność biologiczną moszczu. Potem, po długim i skomplikowanym wykładzie na temat drożdży winiarskich moszcz został zaszczepiony wybranym gatunkiem. A jest ich na świecie znacznie ponad 150 i samo dobranie odmiany drożdży do szczepu winorośli, charakteru winnicy i stylu winiarza to sztuka nie lada. W dodatku determinująca ostateczny smak wina. Kolejnych etapów, podobnie jak ilości paczek, paczuszek, pudełek i pudełeczek z winiarskimi „przyprawami" nie zliczę. Na szczęście wieczór przyniósł wybawienie i powrót na znajomy grunt. Kilkudaniową kolację połączoną z degustacją „naszych" win. Apetyty dopisywały, a tematów do winiarskich dyskusji wystarczyło do rana. Wszak trudno o lepszy mariaż niż zacne towarzystwo i pełne kielichy.
Pomysłodawczynią tej niezwykłej imprezy jest Kamila Dzierżawska, dobry duch tego miejsca, managerka restauracji i sommelierka do szpiku kości. Pasja, wdzięk, skromność i klasa. Rzadko spotykane połączenie. Kulinarnie partneruje jej szef kuchni Dawid Łagowski. Razem dokonują rzeczy niepowtarzalnych. To nadal jedyne miejsce w Polsce, gdzie można zjeść znakomite menu degustacyjne z paringiem win pochodzących wyłącznie z tej winnicy. I każde z zestawień jest co najmniej dobre! Choćby po to warto przejechać pół kraju.
Rekomendacje Gault&Millau
Winnica Dwie Granice