Marilyn Manson dla jednych był ortodoksyjnym przedstawicielem horror rocka, inni zarzucali mu propagowanie satanizmu, okultyzmu, nihilizmu i promowanie pornografii.
Bulwersujące było na pewno to, że Brian Warner swój pseudonim stworzył z połączenia imienia Marilyn Monroe i nazwiska Charlesa Mansona, sprawcy makabrycznej zbrodni w willi Romana Polańskiego, w której zginęli m.in. żona reżysera Sharon Tate oraz jego przyjaciel Wojciech Frykowski, mąż Agnieszki Osieckiej. Zastanawia tolerancja dla nawiązywania do autora krwawej zbrodni, która zbulwersowała cały świat i złożyła się na ponury finał hipisowskiej utopii wraz z masakrą podczas koncertu The Rolling Stones w Altamont, w wykonaniu Aniołów Piekieł. Także śmierć Janis Joplin, Jimiego Hendrixa i Jima Morrisona, tworzyła pejzaż piekła na ziemi.
Jednak muzyk znajdował sprytne wytłumaczenie. Argumentował, że Manson stał się kozłem ofiarnym typowym dla naszej cywilizacji, zaś kolejnym jest on sam. W pierwszej kwestii nawiązywał do teorii, że twórca fatalnej sekty miał być szprycowany narkotykami w jednostce eksperymentalnej CIA, działającej pod płaszczykiem komuny hipisowskiej, która sprawdzała możliwości sterowania agentami uzależnionymi od psychodelików.
Nie znamy powodów brutalności muzyka, nie wiemy czy znęcając się nad kobietami, był wcześniej ofiarą podobnych praktyk. To wyjaśni sąd. Wcześniej z mitem narkotycznych rajów rozprawił się w swoim filmie o Hollywood Quentin Tarantino, w alternatywnej rzeczywistości zapobiegając masakrze Mansona, i wymierzając mu surową karę.
Zanim Marylin Manson zaczął karierę na początku lat 90. był dziennikarzem muzycznym, zafascynowanym m. in. muzyką Nine Inch Nails Trenta Reznora, a i mogącym liczyć na jego pomoc. Też połączył rocka z elektroniką, ale dodał wizerunek rodem z horrorów z makijażami, po których zobaczeniu trudno o spokojny sen.
Na początku zespół nazywał się Marilyn Manson & The Spooky Kids. Szokował widokiem dzieci w klatkach i szczątkami zwierząt, ociekającymi krwią. Już jako Marilyn Manson w 1993 r. wydał debiutancką płytę „Portrait of an American Family". Członkowie zespołu Twiggy Ramirez i Madonna Wayne Gacy również nosili pseudonimy powstałe z połączenia imienia sławnej piękności i nazwiska makabrycznego mordercy. Fani mocnych wrażeń dostali „turbo-atrakcje”, zaś konserwatywny senator Joseph Lieberman miał prawo sądzić, że powstał "prawdopodobnie najbardziej zdegenerowany zespół, jaki kiedykolwiek promowała mainstreamowa firma fonograficzna". Grupie przypisywano też destrukcyjny wpływ na młodzież i zachęcanie do zbrodni, zwłaszcza po masakrze w jednej z amerykańskich szkół.
Muzyk podgrzewał atmosferę sensacji, zaś założyciel amerykańskiego Kościoła Szatana Anton La Vey nadał mu oficjalny tytuł "wielebnego".
Napięcie w kraju przed koncertem w lutym 2001 r. było tak duże, że „Rzeczpospolita” zainwestowała w mój wyjazd do czeskiej Pragi, gdzie miałem sprawdzić, jak w rzeczywistości wygląda show. Czescy fani usłyszeli z głośników szatańskie szepty, diabelskie pomruki, zobaczyli szalejąca za białą kurtyną burza stroboskopowych błyskawic oraz scenę tajemniczą niczym poród w "Dziecku Rosemary", ulubionym filmie Marilyna Mansona.
Podczas "Cruci-Fiction" po obu stronach sceny zwieszały się kotary z podobiznami Jezusa, Elvisa Presleya i Johna Kennedy'ego. Manson za quasi-ołtarzem w arcybiskupiej tiarze powtarzał, że religia i show-biznes żywią się śmiercią. Podczas "Astonishing", w czapce przypominającej kształtem nakrycia głów SS, stanął na czerwonej ambonie, na której w znaku krzyża złączone są pistolety.
Pisząc korespondencję, przypominałem słowa dobrego wojaka Szwejka: "Nie wszyscy mogą być mądrzy, panie oberlejtnancie. Głupi muszą stanowić wyjątek, bo gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego".
Tymczasem w Polsce po odwołaniu koncertu przez dyrekcję katowickiego Spodka, agencja zdecydowała się na przeniesienie koncertu do Warszawy do sali Torwaru.
- Nie chcę być cenzorem ani oceniać upodobań fanów, jednak przeglądając dossier Mansona jestem pełna niepokoju. Artysta lekceważy normy obyczajowe, religijne, co było już powodem odwołania występów w innych miastach. Wydawca amerykańskiej gwiazdy tłumaczy, że jej wizerunek to element marketingu. Czy można jednak w ten sposób interpretować podpalenie przez Mansona perkusisty w czasie koncertu w 1995 r., jeśli muzyk w wyniku incydentu opuścił zespół? - pytała Ewa Gawor, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa gminy Warszawa Centrum i sprzeciwiała się przyjazdowi artysty do Polski.