W przypadku każdego innego artysty można by powiedzieć, że takie wymuszone oczekiwanie zastosowano, by umiejętne dozować napięcie dla lepszego efektu końcowego. Krystiana Zimermana to nie dotyczy, on decyzję o wydaniu każdej płyty podejmuje po długim namyśle. Krążą legendy o jego nagraniach spoczywających w archiwach Deutsche Grammophon, bo on nie zgadza się na ich publikację.
Tym razem nowe wydawnictwo planowano inaczej. Komplet pięciu koncertów fortepianowych Ludwiga van Beethovena miał ukazać się w 2020 roku z okazji 250. rocznicy urodzin kompozytora. Trzypłytowy album zamierzano połączyć z tournée koncertowym, co stanowiło dodatkowe wydarzenie, jako że polski pianista coraz bardziej ogranicza liczbę występów. Trasa nie odbyła się jednak z powodu pandemii.
Fonograficzną premierę też odwołano. Jedynie w grudniu firma Deutsche Grammophon w płatnym streamingu udostępniła koncert, który odbył się w londyńskim kościele św. Łukasza. Wydanie płyty przeniesiono na początek tego roku, ale potem termin znów był kilkakrotnie przekładany.
Powrót po latach
Od kilku dni album jest dostępny na całym świecie. Dla wielbicieli Krystiana Zimermana stanowi niemałą gratkę, bo daje okazję do porównań. Trzydzieści lat temu nagrał on pięć koncertów Beethovena i to w nie byle jakim towarzystwie – z Wiedeńskimi Filharmonikami i z Leonardem Bernsteinem. To wydawnictwo do dziś zaliczane jest do najciekawszych beethovenowskich interpretacji.
Tamto spotkanie było zwieńczeniem współpracy i przyjaźni Polaka i Amerykanina. Gdy się poznali, Zimerman nie miał trzydziestu lat. Bernstein był o ponad trzy dekady starszy, i jak wielokrotnie potem podkreślał pianista, dla niego te kontakty były niezwykle cenne. Praca nad koncertami Beethovena miała zresztą smutny finał. Leonard Bernstein zmarł, nie zarejestrowawszy dwóch z nich. Nagrania dokończył Krystian Zimerman jako solista i dyrygent.