– Sławne poprzedniczki trochę paraliżują, na pewno inspirują, ale przede wszystkim mobilizują – mówi Jolanta Litwin-Sarzyńska. – Zmierzyć się z legendami i nie polec – któż o tym nie marzy? A jeśli uda się dodać coś od siebie, wzbogacić kreację o własne doświadczenia, to jest prawdziwa frajda. W jednym z wywiadów reżyser spektaklu Jacek Mikołajczyk powiedział, że „urodziłam się do tej roli". To miłe i coś w tym jest. Przyznam, że o zagraniu w „Sunset Boulevard" marzyłam, od kiedy tylko po raz pierwszy usłyszałam te songi. To było ze 20 lat temu. I w sumie dobrze się stało, że musiałam czekać na swą szansę dwie dekady. Wtedy byłam do tej roli po prostu za młoda. I metrykalnie, i emocjonalnie. Teraz jestem „kobietą po przejściach" i mogę lepiej wczuć się w dramat mojej bohaterki.
Bohaterką jest aktorka niemego kina. Marzyła o napisaniu scenariusza, w czym ma jej pomóc chroniący się w jej posiadłości scenarzysta.
– Norma, czyli bohaterka którą gram, wydawać się może postacią kompletnie nie przystającą do dzisiejszych czasów. Jakaś diwa, nadto z niemego kina. Ale to tylko kostium, scenografia. Zarówno film, jak i musical opowiadają o sprawach uniwersalnych: miłości, marzeniach, nadziei, rozczarowaniu. O wierze, która potrafi stłumić zdrowy rozsądek. I tym, że zawsze, niezależnie od wieku, społecznego statusu czy osobistych doświadczeń, marzymy o bliskości innej osoby.
Na scenie Opery Novej można się spodziewać hollywoodzkiego przepychu z kabrioletem retro.
Wielka Janis
Bydgoska premiera opowiada o sławie, jej przemijalności, ale także o tym, że artysta po słabszym okresie zawsze może walczyć o powrót na szczyt. Jolanta Litwin-Sarzyńska, która pracowała wcześniej w Gdyńskim Teatrze Muzycznym, Teatrze im. Kochanowskiego w Radomiu, a teraz w Syrenie, podkreśla, że musical jest szczególnie trudnym gatunkiem, wymaga sprawnego łączenia gry aktorskiej, zdolności wokalnych i tanecznych na najwyższym poziomie.
– Bez któregokolwiek z tych elementów nie ma szans na dobre role – mówi odtwórczyni roli Normy. Tym większe znaczenie mają mistrzowie: – Jednym z pierwszych, który wprowadzał mnie w świat teatru i musicalu, jeszcze w Gdyni, był Jerzy Gruza. I na kolejne dekady pozostał moim niezrównanym nauczycielem zawodu. Mam też wielką satysfakcję, że zagrałam w ostatniej jego produkcji, w filmie „Dariusz", który premierę miał tuż przed jego śmiercią.