Fotoreporterzy chodzą po swoich śladach

Rozmowa: Wojciech Druszcz, przewodniczący jury BZ WBK Press Foto

Publikacja: 16.06.2010 11:59

Fotoreporterzy chodzą po swoich śladach

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

[b]Rz: Potraktujmy konkursowe zdjęcia jak papierek lakmusowy: jaki był miniony rok w polskiej fotografii prasowej?[/b]

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/65733,2,487793.html]Galeria zdjęć [/link][/wyimek]

[b]Wojciech Druszcz:[/b] Mam mieszane uczucia. W najważniejszych kategoriach ukazujących wydarzenia i życie codzienne propozycje były słabe. Nic nie rzuciło nas na kolana, zabrakło ciekawych socjologicznych obserwacji.

[b]A wydaje się, że fotografia, także prasowa, przeżywa triumf. Gości w galeriach, stała się jedną z najbardziej cenionych form sztuki.[/b]

Poziom tegorocznego konkursu odzwierciedla tendencję, jaką obserwuję od lat. Fotoreporterzy bardzo rzadko wpadają na oryginalne pomysły, chodzą po swoich śladach. Co roku pojawiają się te same fotoreportaże. Jeden z nagrodzonych materiałów ociera się wręcz o kalkę prac innego autora. Powód jest dość prosty: ubywa prawdziwych fotoreporterów, do zawodu trafia coraz więcej przypadkowych osób. Winni są wydawcy, których nie interesuje publikowanie dobrych zdjęć. To problem nie tylko polski – „Life Magazine” został zlikwidowany, a „Paris Match” nie drukuje fotoreportaży. Fotoreportaż stał się niemal wyłącznie kategorią konkursową, stąd niski poziom nadsyłanych prac: zamiast historii powstaje zbieranina zdjęć z jednej imprezy.

[b]Żyjemy w epoce obrazu. Pana zdaniem coraz gorszego?[/b]

Bardziej przypadkowego. Powstaje dużo fotografii, ale brakuje selekcji. Liczą się news i sensacja, jakość przekazu jest na drugim miejscu. W Polsce nie dzieje się jeszcze najgorzej, bo na świecie są już tytuły prasowe, które rezygnują z usług fotoreporterów – dają aparaty dziennikarzom albo drukują zdjęcia nadesłane przez czytelników. Niemiecki „Bild” posiłkuje się prawie wyłącznie takimi kadrami. W sklepach Lidl można kupić tanie aparaty z przekaźnikiem, który sprawia, że zdjęcie natychmiast trafia do redakcji. Dobry fotoreporter pracuje inaczej niż amator: świadomie, z refleksją. Kiedyś wkładałem do aparatu film i wiedziałem, że mam 36 klatek. Każda była przemyślana, nieprzypadkowa. Potem je wybierałem, wywoływałem, kadrowałem. Dziś coraz częściej fotograf idzie na zdjęcia, robi 150 kadrów, i tyle. Resztą zajmuje się fotoedytor.

[b]Czy mimo to coś w tegorocznym konkursie zachwyciło?[/b]

Przede wszystkim zdjęcie roku. Nie miałem wątpliwości, że powinno dostać Grand Prix. Fotografia Łukasza Ostalskiego ma bardzo prostą formę, ale wiele znaczeń, drugie albo i trzecie dno. Z jednej strony – fantastycznie oświetlona twarz Putina i jego spojrzenie, z drugiej – ukryty w cieniu Tusk. Właśnie to się liczy: wyjątkowe ujęcie sytuacji, zdjęcie, które opowiada historię zamiast powielać oczywistości. Ucieszyło mnie też, że polscy fotoreporterzy dotarli do wszystkich zapalnych miejsc, znaleźli się blisko najważniejszych światowych wydarzeń, choćby w Afganistanie i Haiti. Wielkim zaskoczeniem był też wysoki poziom w nowej kategorii – fotokastów, które wymagają dodatkowych umiejętności, m.in. stworzenia precyzyjnego scenariusza, montażu z muzyką i fragmentami filmów. Rodzi się nowa, ciekawa forma, ale też pytanie: czy zainteresują się nią media i odbiorcy.

[i]rozmawiała Paulina Wilk[/i]

Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze