Fascynujące listy Sławomira Mrożka i Stanisława Lema

700-stronicowy tom „Lem Mrożek. Listy" to fascynująca uczta intelektualna doprawiona pieprzem rodzajowości i plotek

Aktualizacja: 04.10.2011 13:45 Publikacja: 03.10.2011 19:08

Stanisław Lem i Sławomir Mrożek w latach 90. Domowe archiwum Tomasza Lema

Stanisław Lem i Sławomir Mrożek w latach 90. Domowe archiwum Tomasza Lema

Foto: Archiwum

Na początku korespondencji był Trabant.

Lem, prorok nowych technologii sprzedał mistrzowi piętnowania komunistycznych absurdów prototyp enerdowskiej prykawki — P-70. Natomiastautor „Tanga" oprócz listów wysłał z Włoch do przyjaciela w Polsce setki deficytowych części do fiata.

Zobacz na Empik.rp.pl

Twórca science-fiction odpowiadał staropolszczyzną w przerasowionym gombrowiczowskim stylu i bawił się słowotwórstwem a la Witkacy — jakby chciał być zabawniejszy od kolegi-satyryka. Nazywał go „Mrogim Drożkiem". Ten zaś bił rekordy powagi, deklarując: „Nie jestem egzaltowany". Skarżył się na przeklętą polską melancholię: „Wódka z ziemniaków i jesień z wody ciążą nad tym krajem".

Pisząc z perspektywy „małego Marco Polco" — „Cóż, kurwa, przecież nie jestem już pacholęciem i wiele podróżowałem" — tęskni do Południa i uważa, że polskie życie artystyczno-salonowe jest straszne. Krytykuje „nieprawdziwość i miałkości Paryża północy". „Ani my Kozacy, ani nie Prouści, tylko Polacy". Drwi z prozy i filmów Konwickiego („Jaki to ja jestem tajemniczy, człowiek znikąd") oraz gry Cybulskiego („niezmordowany okularniczek"). Kantora nazywa tumanem.

Lem donosi o wykorzenieniu Herberta i jego alkoholizmie: „Herbert pije, wyłazi z niego lwowska słowiańskość białych hrabiów, taksówkarzy nie do zniesienia". O Wajdzie: „Spipczył Popioły".

W pejzażu chorwackiej Dalmacji Mrożek odkrywa, że nie ucieka przed Polską, bo „wszędzie wieczność zębami kłapie". Nie obchodzi go Dioklecjan, który założył Split, skoro: „sam ze sobą mam dosyć zmartwienia". Poczucie absurdu życia wychodzi poza opłotki żelaznej kurtyny i nabiera wymiaru metafizycznego.

Cybernetyczna przyszłość

Początki Lema też nie były łatwe. Naukowo-fantastyczna oprawa jego pisarstwa miała być fortelem wobec rynku literackiego. Tłumaczy, że usiłował z prozy uczynić „wyższą filozofię" — „ponapychać rakiety kłębkami problemów". Tymczasem rozgłos zdobył „pozłótką". „Mnie by się chciało z Akademiami dyskutować (...) a mnie zapraszają na wieczorki z młodzieżą z technikumów ekonomiczno-kolejarskich" — łka. Pragnie być popularny za życia, a nie 11 tysięcy lat po śmierci: nie chce by się nim zachwycono jak „nocnikiem faraona".

Zajmujące po kilkanaście stron listy, są intrygującymi tyradami o naszej cywilizacji. Mrożek, chociaż świat egzaltuje się lotem Gagarina w kosmos, woli Kolumba, który „sam się wystrzelił". W postęp nie wierzy: „rakiety są, i owszem, ale dusza ludzka dalej plugawa, a jajka drogie". Interpretuje „Solaris" egzystencjalnie, rozumiejąc, że „Lem daje ostrą odprawę człowiekowi". Autor powieści odpowiada: „Gdzie spojrzysz, w kosmosie wszawo, mętnie, badylowato, zarośnięto i obrośnięto i tylko ze względu na Duże Odległości tego nie widać". W kwestii człowieka nie ma wątpliwości: „Nie jest to dusza z natury swej ani chrześcijańska, ani dobra. (...) Człowieka jako zwariowane bydlę bez oburzenia, owszem, z uważną troskliwością przyjmować należy".

Na tle pesymizmu Mrożka, Lem robi wrażenie pogodnego sceptyka. Trawestując Malraux, przekonuje, że „jedynym lekarzem może być na przyszłość nauka albo nikt". Stawia na cybernetykę.

Pan Sławomir ma swoje pisarskie stanowisko. Zarówno religia, jak i nauka mu nie wystarczają, ponieważ nie tłumaczą do końca tajemnicy człowieka. Pisarzem nie może być „nikt, kto uzna, że wie na pewno, na czym wszystko polega". Nie chce pisać wiedząc, jakie będzie zakończenie opowieści, bo przypominałby prestitigatora, który używa dużo energii, by odwrócić uwagę od z góry wiadomego finału: wyciągnięcia królika z cylindra. „Sztuka dla mnie, jako fenomen, jest oczywiście komunikacją" — tłumaczy. Szukaniem porozumienia między ludźmi skazanymi na samotność. „Niestety, ja najpierw czuję, a dopiero potem staram się zrozumieć".

Lem twardo stąpa po ziemi. Przekonuje, że sztuka to talent „wypełniania dziury takimi kłopotami, z jakim jeszcze, może, damy sobie radę". Uznaje życie i metafizyczny ból za rzecz banalną: „To jak ból zęba; może i bardzo boli, ale to, dalibóg, nic nowego pod słońcem". I trawestując „Świteziankę" Mickiewicz żartuje futurystycznie: „I tylko głucho skrzypię zawiasem/Albo o kamień potknę się czasem/Robot- sierota".

Gadżetowe igrzyska

Mrożek też wykazał się zmysłem przewidywania przyszłości, tej w ziemskim wymiarze. Przebywając na Zachodzie zauważał zalążki konsumpcyjnej Europy: „Xmas tu się zaczął w listopadzie (...) Wszyscy tu chcą wszystko sprzedać i namawiają (...) W Wigilię upili się i nagle okazało się, że są ludźmi". Obserwując włoskie plaże wieszczy: „Będziemy mieli kobiety na tony i quintale poubierane w sieci; masa już sięga do ostatniego guzika". Zapowiadał globalistyczną uniformizację: „Krajobrazowo (...) wypisz, wymaluj: obóz". Ma na myśli kupę śmiecia „konfekcyjno-użytkowo-bezużytecznego", czyli zalewające nas obecnie niepotrzebne, modne gadżety. Wspomina, że rzymski tłum chciał igrzysk i chleba, a współczesny — nowości. „Masowi ludzie przypominają bardziej skurwione dzieci niż dorosłych, ciągle nowych zabawek pragnące". Nie podobała mu się masowa moda na Beatlesów.

„Listy" ujawniają, że Mrożek mógłby być ojcem duchowym dzisiejszych brutalistów. Wyznaje, że absolutnie nie wzrusza go Szekspir, nie śmieszą jego komedie, dramatów nie rozumie. Marzy o tym, by pojawił się nowy Szekspir i napisał sztuki starego Szekspira na nowo — dla ludzi. Jego marzenia się spełniły. Ale sam kochał klasykę. Upajał się mięsistąliteraturą Sałtykowa-Szczedrina. Krytykował ostateczność dramaturgii Becketta i Ionesco — opiewanie martwoty oraz miałkość rozbijania tego, co już zostało rozbite. „Bo mimo, że nie można, jakoś wszyscy żyją". I dodaje: „Najtrudniej nie być fanatykiem, a działać (sądzić) mimo to".

Patyki i kafle

Mrożek i Lem nie robią wrażenia pięknoduchów. Dyskutując o tantiemach i walucie na zagraniczne wyjazdy, grypsują jak gitowcy mówiąc o „patykach", względnie „kaflach" (tysiącach zł). Nie słodzili sobie. Lem skrytykował „Tango" za formalne pęknięcie i finał. Wyrzucał dłużyzny. „Nic by nie wyniknęło dla mnie, gdybyś tę sprawę przemilczał" — odpowiada z pokorą Mrożek. Autor „Bajek robotów" nie kryje kompleksów. Bawił się w pisanie listów po angielsku, francusku i niemiecku, ale konsekwentnie odmawiał wyjazdu do Harvardu, właśnie ze względów językowych. Bał się, że zmarłby ze wstydu.

Pruderyjny nie był. Czytamy: „Anita Ekberg jako Mefisto sexu - nic, ale biust jak Giewont". Przypomina romans Mickiewicza z Ksawerą Deybel i jego seksualne obsesje. Inna perełka: „Znam jednego Muzykusa polskiego, który najwięcej tym się cieszy, jak za granicę jedzie, że zaraz do de-luxe bayzlu pobieży, gdzie dziwki wymyte (...) i po skromnej opłacie dewizowej, liżą wszystko, co się należy".

Wniosek: „Folgować sobie winien każdy, kto jest w stanie uczynić to, jeżeli to nikomu nie szkodzi inszemu. W końcu Boga niet, dusza eto kletoczka, więc i babę w zad można". Negatywny bohaterem Lema jest Julek Słowacki „któremu pyta nigdy nie zafurczała". Nie lubił też Niemców. Ze Splitu pisał o „Ssmanach byłych w Mercedesach" i brzydkich pomnikach partyzantów, co granatami z cokołu rzucają. Pointuje, że powinno się stawiać obok nich kierunkowskazy: „Do Mercedesów z literą D".

Bolesnym tematem jest komunizm w Polsce. „Sowiecka winda zwozi na dno w zaiście szturmowym tempie" donosi Lem. Jego zdaniem, reżimowy pisarz o imieniu Wojciech „wykonuje najstarszy zawód świata na stojąco w bramie za 1,50". Na temat swojej gry z władzą też nie ma złudzeń: „Nie można nurka dać w gówno i wychynąć lilijnie czystym".

Mrożek, który skrytykował „bratnią pomocy" dla Czechosłowacji w 1968 r. opisuje spotkanie w paryskiej ambasadzie PRL, gdzie dyplomata o manierach Edka z „Tanga", starał się wymusić deklarację lojalności w zamian za paszport: „Nie są przyzwyczajeni do tego, że można ich mieć po prostu, zwyczajnie i całkowicie w dupie".

Jacek Cieślak

„Lem Mrożek. Listy"

Wydawnictwo Literackie

Na początku korespondencji był Trabant.

Lem, prorok nowych technologii sprzedał mistrzowi piętnowania komunistycznych absurdów prototyp enerdowskiej prykawki — P-70. Natomiastautor „Tanga" oprócz listów wysłał z Włoch do przyjaciela w Polsce setki deficytowych części do fiata.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
ARTkombinat Scena Monopolis: interdyscyplinarna fuzja przestrzeni
Kultura
"Kulej. Dwie strony medalu". Historia oparta na faktach
Kultura
Sprzeciw wobec planów odwołania dyrektora Muzeum Historii Polski Roberta Kostry
Kultura
Prof. Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk dyrektorką Zamku Królewskiego
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Kultura
DALI CYBERNETICS - Immersyjna podróż w głąb genialnego umysłu Salvadora Dalí