Rusty Fickes z miejscowości Corpus Christi w Teksasie przygarnął Lucky ponad dziesięć lat temu. Znalazł ją w przydrożnym rowie, bliską śmierci, pokrytą mrówkami, brudną, głodną. Początkowo myślał, że to po prostu plastykowa torba na zakupy. Zabrał zwierzę do miejscowego weterynarza. Usłyszał tam radę: "Uśpijmy. Nie da się uratować każdego psa". Nie posłuchał. Tak zaczęła się długa historia wiernej przyjaźni.
Fickesowi nie przeszkadza, że Lucky prawie nie ma skóry na pyszczku, nie ma powiek, jej zęby rosną w różnych kierunkach. - Każdy zasługuje, żeby dać mu szansę - przekonuje mężczyzna i nie żałuje swojej decyzji sprzed dekady. Przyznaje, że "trudna uroda" jego psa budzi w ludziach mieszane uczucia, od obrzydzenia przez współczucie po czułość, ale dla niego Lucky to "pies jak każdy inny".