Polski duet Cleo/Donatan przeszedł do finału Konkursu Piosenki Eurowizji

Polska w finale Konkursu Piosenki Eurowizji, na tę wiadomość czekali telewidzowie. Nareszcie się nam poszczęściło dzięki duetowi Cleo/Donatan i piosence „My Słowianie”. Choć może bardziej dzięki naszym rodakom-emigrantom głosującym spoza Polski.

Publikacja: 09.05.2014 01:06

Donatan i Cleo z utworem „My, Słowianie”

Donatan i Cleo z utworem „My, Słowianie”

Foto: AFP

Czy jednak ktokolwiek z telewidzów potrafi zanucić melodię choć jednej z konkursowych piosenek? Wątpię, bo nie było żadnej zasługującej na uwagę. W swej idei konkurs przypomina bardziej zawody sportowe, gdzie najważniejszy jest wynik i narodowość zwycięzcy. Telewizyjna oprawa zrobiła z konkursu muzyczny cyrk z ewolucjami, oślepiający widzów błyskami i stępiający słuch monotonnym rytmem.

Zobacz galerię zdjęć

Nasi reprezentanci postawili na rap i hip hop. W rytmicznym utworze „My Słowianie" śpiewanym, czy raczej melodeklamowanym po polsku i po angielsku nie ma nawet zarysu melodii. Mamy za to urodziwe modelki, które, jedna piorąc na tarze, a druga ubijając masło w kierzance, nadają piosence erotyczne podteksty. Czy to najlepsze, co Polska może pokazać Europie?

Duńczycy, gospodarze tegorocznego konkursu odrobili lekcję na piątkę. Przygotowali efektowny, wartki show, w którym muzyka okazała się tylko dodatkiem. Od kiedy w Brighton w 1974 r. piosenką „Waterloo" zwyciężyła ABBA, konkurs Eurowizji nie jest źródłem przebojów ani indywidualności. Jeszcze tylko jedna artystka doceniona w konkursie zrobiła światową karierę, a była to Celine Dion, zwyciężczyni z 1988 r.

Komentujący transmisję telewizyjną Artur Orzech podkreślał kilkakrotnie, że reprezentant Austrii Thomas Neuwirth występujący pod pseudonimem Conchita Wurst wygra konkurs i trudno się z nim nie zgodzić. Nie dlatego, że piosenka w jego wykonaniu jest najlepsza, ale dlatego, że wykonuje ją „kobieta z brodą". Bo na scenie Thomas występuje przebrany za kobietę, męskie cechy podkreślając brodą. A w każdym cyrku, nawet najgorszym, „kobieta z brodą" była największą atrakcją.

Tylko Norwegowie nie zawahali się wystawić w konkursie Carla Espena, wrażliwego mężczyzny śpiewającego ujmującą balladę. Przeszedł do finału i to chyba nie była narodowa mobilizacja, bo Norwegów poza granicami mieszka niewielu. Musieli głosować na niego telewidzowie z innych krajów. Sądzę, że będzie w czołówce konkursu, podobnie jak młodzi Finowie, którzy urwali się z lekcji w liceum, żeby zaśpiewać w Kopenhadze. Gdyby w czołówce znalazł się się Szwajcar, prawnik i skrzypek Sebalter, to znak, że telewidzowie również słuchają. Potrafi śpiewać, a przy tym ładnie gwiżdże. Ale i tak wygra „Kobieta z brodą".

 

 

 

 

 

Czy jednak ktokolwiek z telewidzów potrafi zanucić melodię choć jednej z konkursowych piosenek? Wątpię, bo nie było żadnej zasługującej na uwagę. W swej idei konkurs przypomina bardziej zawody sportowe, gdzie najważniejszy jest wynik i narodowość zwycięzcy. Telewizyjna oprawa zrobiła z konkursu muzyczny cyrk z ewolucjami, oślepiający widzów błyskami i stępiający słuch monotonnym rytmem.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze
Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Noblistka z Korei śni o podróży do Zakopanego