Na oficjalnej uroczystości musiał w końcu pokazać niezachwianą postawę. Bezpieczeństwo zawsze było dla niego świętością. Wystarczy przypomnieć opublikowany po jego śmierci dokument szefa BOR, który naciska, by mąż dla wygody polityków obniżył standardy bezpieczeństwa. Andrzej w zdecydowanych słowach odmawiał. O tym, co mąż zrobił dla podniesienia poziomu bezpieczeństwa po katastrofie CASY, mówił nawet szef MON Bogdan Klich na pogrzebie mojego męża. I nie były to czcze pochwały, lecz szczera prawda, którą potwierdzają dokumenty. Cała narracja o moim mężu została zbudowana na kłamstwach Edmunda Klicha. Odnoszę wrażenie, że człowiek ten postanowił zbudować karierę polityczną na znieważaniu mojego męża i polskiego lotnictwa. Jednak podczas wyborów do Senatu wyborcy wystawili mu ocenę i na szczęście parlamentarzystą nie został.
Ale pani męża atakowali również eksperci lotniczy
Powinno się powiedzieć: tak zwani eksperci lotniczy. To, że ktoś wydaje jakieś pisemko o samolotach albo nawet otarł się o latanie, jeszcze nie czyni z niego eksperta od lotnictwa wojskowego. Wielokrotnie mówiłam przedstawicielom mediów o prawdziwych ekspertach, którzy bronią polskiego lotnictwa i się na nim znają. Dawałam nawet ich numery telefonów. Nigdy ich nie zaproszono. Bo mówienie dobrze o Błasiku i polskim lotnictwie zaburzałoby przyjętą narrację narzuconą przez Edmunda Klicha i Rosjan.
Jak mąż przeżywał lot do Smoleńska?
Nigdy wcześniej nie był w Katyniu. Mieliśmy tam lecieć razem, ale dla mnie zabrakło miejsca. Bardzo przeżywał ten wyjazd. Fakt, że odda hołd polskim oficerom, był dla niego bardzo ważny. Razem poszliśmy do spowiedzi i komunii. Chciał też przyjąć komunię na mszy w Katyniu. Utrzymywanie, że miał pić alkohol przed tym, to hańba. Każdy, kto go znał wie, że byłoby to dla niego świętokradztwo. Pierwotnie cała generalicja miała lecieć na pokładzie jaka. Decyzja, że polecą tupolewem, zapadła w piątek, dzień przed wylotem.
Czy mąż coś przeczuwał?
Chyba tak. Opowiedział mi o swoim koszmarze sennym. Śniło mu się, że jego ciało było rozrywane na kawałki.
Jak dowiedziała się pani o katastrofie?
Zadzwonił do mnie brat męża i zapytał, którym samolotem leciał mąż. Powiedziałam, że Tupolewem. Był w szoku. Powiedział – włącz telewizor. Włączyłam i zaczęłam się z dziećmi modlić. Nie wiem dlaczego, ale nie miałam żadnej nadziei, że przeżył. Wiedziałam od razu, że zginął. W tych chwilach zostałam otoczona opieką przez wielu ludzi, którzy wspierają mnie do dziś.
Na ataki nie trzeba było długo czekać.
Niestety. Kłamstwa zaczęły się szerzyć ze zdumiewającą szybkością. Zaczęło się od czterech podejść, a kulminacją było kłamstwo Edmunda Klicha o obecności męża w kokpicie i konferencja Anodiny. Niestety w miejsce obalanych kłamstw pojawiają się nowe. Teraz, kiedy nie zidentyfikowano głosu mojego męża w kokpicie, minister Jerzy Miller mówi o tym, że ciało męża znaleziono w kokpicie. Chyba nie czytał własnego raportu, z którego jasno wynika, że kokpit rozpadł się w drobny pył. Jak więc można znaleźć czyjeś ciało w czymś, co nie istnieje?
A w dodatku okazuje się, że obok znaleziono ciało generała Tadeusza Buka. I z tego wyciągany jest wniosek, że w kokpicie było dwóch generałów. A oczywistym jest, że obaj musieli siedzieć w salonce przeznaczonej dla generalicji, a znaleziono ich w tym miejscu, bo nie byli przypięci pasami.
Kiedy dowiedziała się pani, że na taśmie nie ma głosu męża?
Zagadką dla mnie jest, kto rozpoznał głos mojego męża? My tej taśmy słuchaliśmy i ja nigdy tego głosu nie rozpoznałam jako Andrzeja.
A kto lepiej znał ten głos?
O tym, że tam nie ma głosu mojego męża, powiedziała mi mama Basi Maciejczyk, stewardesy z tupolewa. Przeczytała stenogramy w prokuraturze i w rozmowie telefonicznej powiedziała, że jej zdaniem głos mego męża nie został rozpoznany wśród głosów z kokpitu, że w stenogramach nie pada ani jego nazwisko, ani funkcja. Do prokuratury wzywano tylko te osoby, które były związane z osobami, których głosy rozpoznano. Mnie nie wezwano. Ostatecznie z dziećmi udałam się do prokuratury i to się potwierdziło. Rzeczywiście głos mojego męża nie został rozpoznany.
Co pani pomyślała?
Ja od początku wiedziałam, że męża w kokpicie nie było. Wiedziałam, że miał zwyczaj z załogą witać się przed lotem, a później do kabiny pilotów nie wchodził. Cieszyłam się jednak, że prawdy dowiedzą się też inni. Niestety, minister Miller i płk Edmund Klich idą w zaparte mimo oczywistych faktów. Jak tak dalej pójdzie, to okaże się, że w kokpicie był nie tylko Błasik i Buk, ale cała generalicja. Ludzie jednak coraz mniej w te kłamstwa wierzą.
Jak do tych kłamstw podchodzą bliscy innych ofiar?
Jestem w stałym kontakcie z wieloma. Oni w naciski ani obecność Andrzeja w kokpicie nie wierzą i mnie wspierają. Wielomiesięczna propaganda, wszystkie kłamstwa nie były w stanie sprawić, by uwierzyli w to normalni ludzie. Nigdy nie spotkałam się z przejawami najmniejszej niechęci. Poza mediami oczywiście. Wiele osób podchodzi do mnie i ze łzami w oczach pociesza. Modlą się za mnie. To podtrzymuje mnie na duchu. Wierzę, że prawda musi w końcu zwyciężyć.
Styczeń 2012