„Rodacy! Polki i Polacy w kraju i na obczyźnie! Warszawiacy żyjący w odrodzonej stolicy! Warszawiacy rozsiani po całej Polsce! Warszawiacy mieszkający w różnych krajach świata! Zamek Królewski będzie odbudowany. Podniesiemy go z ruin wspólnym, narodowym wysiłkiem. W tym wielkim dziele nie może zabraknąć nikogo, kto czuje i myśli po polsku...".
– Włączyła się w odbudowę cała Polska i był to okres chyba największego entuzjazmu, euforii, jaki pamiętam – kontynuuje Oborska. – Od początku zrobiliśmy założenie, że zamek będzie wyposażony bardzo nowocześnie, ale nie można zapominać, że to, co w tej chwili wydaje się nam oczywiste, zrozumiałe i łatwe do osiągnięcia, wtedy często znajdowało się w powijakach. Nawet nie mogliśmy zakupić dobrych materiałów izolacyjnych. Tylko dzięki ofiarności ludzi, szczególnie dzięki datkom dolarowym, można było kupić m.in. urządzenie do klimatyzacji.
Euforia, oddanie sprawie i szczodrość nadały pracom tempa. Sześć lat od ich rozpoczęcia, najbardziej zasłużony dla przywrócenia królewskiej siedziby Warszawie i Polsce, pierwszy jej dyrektor prof. Stanisław Lorentz zanotował: „Gdy zainaugurowaliśmy odbudowę, byliśmy głęboko wzruszeni. Przypomniały się nam czasy, gdy we wrześniu 1939 r. ratowaliśmy płonący zamek, gdy wywoziliśmy wszystko, co cenniejsze, do podziemi Muzeum Narodowego, gdy później wycinaliśmy arabeskowe malowidła ścienne, próbki z detali architektonicznych i rzeźbiarskich każdej z sal historycznych, wszystko po to, by kiedyś móc zamek jak najwierniej zrekonstruować. Byliśmy pewni, że ta chwila nadejdzie. Gdy w lipcu 1974 r. z Wieży Zygmuntowskiej Zamku, odbudowanego już w stanie surowym, usłyszeliśmy wybijane na zegarze zamkowym godziny i kwadranse, mieliśmy poczucie, że Zamek Królewski już ożył".
Miasto nie istnieje
Jednak zanim ożył, musiał zginąć i jego agonia rozegrała się w dwóch aktach. Pierwszy rozpoczął się 17 września 1939 r., prawdopodobnie kwadrans po jedenastej rano. – Jako symbol suwerenności państwa polskiego Zamek Królewski już w pierwszych dniach II wojny światowej stał się obiektem ataków wojsk niemieckich.
17 września stanął w płomieniach – przypomina obecny dyrektor zamku Andrzej Rottermund.
Archiwalne zdjęcia i nagrania filmowe oddają grozę tamtych chwil. Jest wśród nich słynne ujęcie – spowita dymem wieża zegarowa, z zatrzymanymi na godzinie 11.15 wskazówkami. I jest pamięć o pomocy zamkowi, z jaką ruszyli nie tylko strażacy i służby miejskie, ale też ludność cywilna. Muzealnicy i konserwatorzy, ratujący najcenniejsze zbiory, stracili w tej akcji śmiertelnie rannego kustosza Kazimierza Brotla. Potem też mając świadomość, że okupanci podjęli decyzję wysadzenia zamku, dopóki mogli, gromadzili materiały niezbędne do odbudowy: fragmenty wnętrz, elementy wyposażenia, zdjęcia i rysunki.