Kilka lat temu – po raz kolejny zresztą – starano się udowodnić w mediach, że obiektem młodzieńczych westchnień Chopina miał być szkolny przyjaciel Tytus Woyciechowski, a dowody na ich intymny związek wyciągnięto z listów Fryderyka do niego. Istotnie, jest w nich sporo uczuciowych uniesień: „Nie lubisz, żeby cię całować. Dziś pozwól mi tego”, „Nie chce mi się nowin pisać, tylko bym się z Tobą pieścił”.
Podobnych zwrotów znajdziemy więcej w tej obfitej korespondencji, od lat cytowanej zresztą w wielu biografiach kompozytora, wydanej w oddzielnym tomie i dostępnej w wyborze na stronach internetowych Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Trudno uznać je za mocny dowód, wpasowują się natomiast w konwencję epoki, w której uczuciowa wylewność była normą. Berlioz wyznawał Lisztowi: „tak cię kocham”, ale nikt nie posądza, by któryś nich był gejem.
Przyjaciel z liceum
Z dwa lata starszym od niego przyjacielem Fryderyk uczęszczał do Liceum Warszawskiego, a ponadto Tytus mieszkał na pensji, którą rodzice Chopina prowadzili dla uczniów. Razem chodzili na prywatne lekcje włoskiego i na spacery od Nowego Światu do kolumny Zygmunta. W 1826 roku Woyciechowski rozpoczął studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, ale gdy zmarł jego ojciec, wrócił do rodzinnego majątku w Poturzynie koło Hrubieszowa i zaczął nim zarządzać.
Po wyjeździe Fryderyk słał do niego długie listy. Opisywał wydarzenia warszawskie – towarzyskie i muzyczne, informował o poczynaniach kompozytorskich. Jednoznacznie z tej korespondencji wynika, że zależało mu na opinii Tytusa, który był dobrym pianistą, trochę komponował, więc potrafił ocenić przysyłane mu nuty „bzdurstw”, jak Chopin nazywał w listach swoje utwory.
Czytaj więcej
Nie wiadomo, czy Fryderyk Chopin urodził się 22 lutego, czy 1 marca. Nie mamy nawet pewności, czy...
Poturzyn Fryderyk odwiedził tylko raz, latem 1830 roku, spędził tam ponad tydzień. Z początkiem listopada opuścił zaś Warszawę, jak się okazało, na zawsze. W Kaliszu dołączył do niego Tytus, mieli ambitne plany długiej podróży po Europie. Dotarli do Wrocławia, potem przez Pragę do Wiednia. Na wieść o wybuchu powstania Woyciechowski wrócił do kraju, wziął udział w walkach, został odznaczony Złotym Krzyżem Virtuti Militari.
Po 1831 roku korespondencja między nimi uległa osłabieniu. A Woyciechowski stał się pionierem postępu rolniczego. Powiększył majątek, przejmując też dobra po teściu. Miał czworo dzieci, przeżył Chopina o trzydzieści lat. Po dworze w Poturzynie oraz zbudowanej tam przez Tytusa jednej z pierwszych w Królestwie Polskim cukrowni nie ma śladu. Budynki spłonęły w latach 40. XX wieku.
Pierwsza miłość
W listach, jakie Chopin pisał do Tytusa, wiele jest na temat kobiet. Sporo miejsca poświęcił na przykład Henrietcie Sonntag. Ta słynna śpiewaczka przyjechała do Warszawy i dała jedenaście koncertów, Chopin był zachwycony urodą jej głosu i nią samą. Został jej przedstawiony, a ona zaprosiła go, by odwiedził ją rano w hotelu. O tej porze mógł ją zastać, jak to określano, w dezabilu, zatem doniósł Tytusowi: „Nie uwierzysz, ile miałem przyjemności w poznaniu bliższym, to jest w pokoju, na kanapie”.
Donosił jednak też Tytusowi, że ma już swój ideał. To Konstancja Gładkowska, rówieśniczka Chopina. Uczyła się śpiewu w Konserwatorium, mieszkała w bursie dla uczennic (oba budynki mieściły się obok kościoła św. Anny, mniej więcej tam, gdzie dziś przebiega Trasa W-Z). Fryderyk odwiedzał bursę, by improwizować na fortepianie i akompaniować Konstancji. Na scenie Teatru Narodowego zadebiutowała w lipcu 1830 roku w operze Ferdinanda Paëra. Brała udział w rozmaitych koncertach, wystąpiła też podczas ostatniego warszawskiego koncertu Chopina przed jego wyjazdem z kraju.
To była młodzieńcza miłość – silna emocjonalnie, platoniczna erotycznie.
Chopin nie odważył się na wyznania kierowane wprost do obiektu swoich uczuć. Po zauroczeniu Konstancją pozostała muzyka, zwłaszcza Koncert f-moll, w którym dał wyraz tej miłości. Opuściwszy Warszawę tęsknił do niej, ale szybko mu przeszło, po roku zanotował: bez żalu „Panna Gładkowska poszła za Grabowskiego”.
Narzeczona i kochanka
W połowie lat 30. Chopin myślał poważnie o ożenku. Wybranką miała być Maria Wodzińska. Dobrze znał jej rodzinę, bracia podczas nauki w Warszawie mieszkali na pensji Chopinów. Po upadku powstania listopadowego Wodzińscy przenieśli się do Szwajcarii, potem zamieszkali w Dreźnie. Tam spotkał ich Chopin. Kiedy opuszczał Warszawę, Maria miała jedenaście lat, teraz wyrosła z niej panna, zapewne atrakcyjna, skoro dwa lata wcześniej interesował się nią Juliusz Słowacki. Była muzykalna, trochę komponowała, więc wpisał jej do sztambucha początek jednego z nokturnów, zadedykował też walca.
Po rozstaniu Maria zaczęła słać do niego listy. Latem 1836 roku dowiedziawszy się, że Wodzińscy są w Marienbadzie, Chopin pojechał i został przez cały sierpień, choć nie lubił opuszczać Paryża na dłużej. W kurorcie spędzał czas z Marią, grał dla niej, ona malowała jego portret i haftowała dla niego pantofle. Ostatniego dnia pobytu Fryderyk oświadczył się, o czym poinformował panią Wodzińską, a ona uznała, że bez męża nie może podjąć ostatecznej decyzji. Znowu nadszedł czas słania listów, ale trudno w nich zauważyć wzrost temperatury uczuć. Paryskie życie coraz bardziej wciągało Chopina. Odsuwał też od siebie rozwiązanie najtrudniejszego problemu, bo plan zakładał, że po ślubie młoda para wróci do kraju.
Jesienią 1836 roku w salonie kochanki Liszta, Marii d’Agoult Chopin poznał pisarkę George Sand. Nie zrobiła na nim najlepszego wrażenia, nieustannie paliła cygara, a on nie cierpiał ich dymu. Ona bardziej ceniła fortepianowe popisy Liszta, ale w kolejnych miesiącach nie opuściła żadnego towarzyskiego spotkania, na którym można było posłuchać gry Chopina.
Co było potem, powszechnie wiadomo. Trwający dziewięć lat związek z George Sand, a właściwie Aurorą Dupin, po mężu Dudevant (była z nim w separacji), kobietą wyzwoloną, mającą licznych kochanków stał się tematem filmów, sztuk teatralnych, a nawet oper. Oboje zmierzali ku sobie ostrożnie przez kilkanaście miesięcy. W tym czasie zresztą kochankiem George Sand był nauczyciel jej syna i choć w pewnym momencie cały Paryż wiedział już o jej związku z Polakiem, on niczego nie podejrzewał.
George wynajęła pokój blisko mieszkania i mogła tam bez przeszkód trwać, jak pisała, w „rozkosznym zmęczeniu”. Co pewien czas pojawiają się, co prawda opinie, że ten związek miał raczej charakter platoniczny, a na potwierdzenie wysuwane są przykłady świadczące, iż ona bardziej traktowała Chopina jak matka, a nie kochanka. Istotnie namiętność, która wybuchła na początku, przygasła, tym niemniej obdarzona temperamentem Sand nie szukała w tym czasie innych przygód. Opiekowała się Chopinem troskliwie, gdy jego stan zdrowia stopniowo się pogarszał. A on rozkwitał artystycznie, czas przeżyty z nią na Majorce czy w Nohant okazał się najważniejszy w jego twórczości.
Listy, których nie było
Ponad pół wieku temu cała Polska pasjonowała się życiem erotycznym Chopina. Sprawiły to rzekome listy do Delfiny Potockiej, kobiety pięknej i inteligentnej. Miała kilku kochanków. Czy w latach 1832-1835 jednym z nich był Chopin? W Paryżu nikt o ich romansie specjalnie nie wspominał, ale pod koniec XIX wieku poważny badacz Ferdynand Hoesick w biografii kompozytora twierdził, że „Chopin na zabój kochał się w pani Delfinie”, a ona pisywała do niego listy „nawet niezgorszą polszczyzną”. Hoesick ponoć je widział, ale obiecał nie ujawnić zawartości ze względu na zbyt erotyczne treści.
Czytaj więcej
Fryderyk Chopin był wspaniałym, choć wymagającym nauczycielem. Nowe światło na postać najwybitnie...
W 1945 roku niejaka Paulina Czernicka przedstawiła w audycjach Polskiego Radia w Poznaniu fragmenty listów Chopina do Delfiny. Wzbudziło to ogromne zainteresowanie, a Towarzystwo im. Fryderyka Chopina poprosiło ją o przedstawienie oryginałów. Czernicka zgodziła się, ale potem zaczęła mówić, że część z nich przekazała w 1939 roku francuskiemu oficerowi i musi je odzyskać. A w końcu oświadczyła, że zostały jej skradzione. W 1949 roku bohaterka tej sensacji popełniła samobójstwo. Śledztwo wykazało, że cierpiała na zaburzenia psychiczne. Sprawa jednak zaczęła żyć własnym życiem. Przepisane ręcznie przez Paulinę Czernicką fragmenty listów zostały opublikowane, ich autentyczność uznał Kazimierz Wierzyński w książce o kompozytorze wydanej na emigracji czy działający w Kanadzie Mateusz Gliński, twórca Międzynarodowej Federacji Chopinowskiej.
Pod koniec lat 60., gdy w papierach po zmarłym kompozytorze Tadeuszu Szeligowskim znaleziono sześć fotokopii rzekomych oryginałów listów do Delfiny, poddano je kilku analizom. Większość badaczy, m. in., wybitnych grafologów, uznała, że są to falsyfikaty wykonane z autentycznych listów poprzez wycinanie i sklejanie poszczególnych słów, aby utworzyć nowy tekst. Zawierają też błędy faktograficzne i merytoryczne. Kto jednak był ich autorem, nie wiadomo. I prawdopodobnie nigdy się już nie dowiemy.