W ostatnich dniach dni zachodnie media poinformowały, że Moskwa może dostać z Chin drony, amunicję artyleryjską (kaliber chińskich pocisków jest taki sam jak rosyjskich, w przeciwieństwie do natowskiej amunicji), a nawet same działa.
CNN twierdzi, że rosyjsko-chińskie rozmowy o dostawach i cenach poszczególnych produktów cały czas trwają. Telewizja jednak zastrzega, że może chodzić nie o amunicję artyleryjską, lecz strzelecką, do karabinów. Rosyjscy analitycy mówią też o samolotach transportowych, które Chiny produkują, skopiowawszy wcześniej rosyjskie oryginały.
Od stycznia rosyjska armia na ukraińskim froncie zaczęła cierpieć głód amunicji, zaczęło jej brakować pocisków do dział. Według danych ukraińskiego wywiadu wojskowego pod koniec ubiegłego roku Rosjanie codziennie wystrzeliwali 60 tys. pocisków, po Nowym Roku tylko 20 tys. Jednak to i tak cztery razy więcej niż ukraińska armia.
Czytaj więcej
Zachód i Ukraina są coraz bardziej zaniepokojeni możliwością wojskowego wsparcia Moskwy przez Pekin.
„W mediach pojawiły się informacje o rzekomej pomocy Chin w dozbrajaniu armii rosyjskiej. Być może tak się stanie ale problemem tej armii już nie jest brak amunicji czy sprzętu wojskowego, tylko przede wszystkim pogłębiający się deficyt wyszkolonych żołnierzy” - stwierdził w opinii dla „Wprost” gen. Waldemar Skrzypczak, podkreślając, że „jesienna mobilizacja wyczerpała te zasoby, które się jeszcze do walki nadawały”. „Nowych zasobów rezerwistów Rosja nie ma i mieć przez kilka lat nie będzie” - ocenił.