Losy tzw. piątki dla zwierząt ukazują chaos, jaki wkradł się w działania partii rządzącej. W poniedziałek – widząc protesty rolników i opór we własnych szeregach – PiS zaprezentowało istotne zmiany w ustawie. Z zakazu uboju rytualnego na eksport wyłączono drób, bo ten w wersji koszernej i halal odpowiada za niemal 60 proc. całego polskiego eksportu drobiu. Plus zdecydowano o powołaniu państwowej inspekcji, która będzie kontrolować dobrostan zwierząt, by jednak nie dawać takich kompetencji ekologom. Przewidziano też wydłużenie vacatio legis do 2022 r. i rekompensaty dla rolników.
Mateusz Morawiecki, prezentując poprawki, chełpił się, jak to PiS wsłuchuje się w głos społeczny. Sęk w tym, że to raczej paniczna rejterada przed skutkami nieprzemyślanej szarży, jaką wykonano miesiąc temu. Nowelizacje zwane piątką Kaczyńskiego dla zwierząt zaprezentowano w siedzibie PiS 8 września. Po trzech dniach do Sejmu trafił projekt, który przegłosowano już tydzień później.
Wtedy jednak PiS żadnych konsultacji robić nie chciało. Prezes moralnie szantażował swoich posłów, mówiąc, że każdy przyzwoity człowiek musi tę ustawę poprzeć, a niejednomyślne głosowanie skończyło się najgłębszym kryzysem w PiS od wyborów 2015 r. Dziś nagle się okazuje, że ci, którzy wówczas mieli wątpliwości, mieli rację, a PiS po miesiącu zmienia zdanie i łagodzi ustawę. Oczywiście to efekt analizy skutków jej przyjęcia. Sam zakaz uboju rytualnego na eksport kosztowałby polską wieś wiele miliardów złotych, a widząc determinację rolników protestujących w całym kraju, reszta polityków PiS zrozumiała, że mogłoby to na trwałe osłabić poparcie dla Zjednoczonej Prawicy na prowincji. Dlatego PiS woli okazać słabość, ale nie narazić się wiejskiemu elektoratowi.
PiS przypomina pijanego myśliwego, który najpierw strzela, a potem patrzy, w co trafił – dzika, łanię czy może przypadkowego grzybiarza. Zaczyna od ostrych słów, grania na wysokim C, atakowania wszystkich przeciwników, a dopiero potem zaczyna myśleć o konsekwencjach. Nie trzeba by kilkanaście razy nowelizować ustawy o Sądzie Najwyższym, Trybunale Konstytucyjnym, nie trzeba by nieskończonych zmian w kodeksie wyborczym, gdyby PiS miało inną metodę politycznego działania. I nie uważało, że rozsądek jest przejawem słabości. Coraz wyraźniej widać, że to chaos jest metodą, którą PiS sprawuje władzę.