Na ogół niedźwiedzie zasypiają jesienią, w marcu budzą się, wychodzą z gawr i zaczynają przygotowania do kolejnego sezonu. Ale zmiany klimatu i działalność człowieka wiele tu zmieniają. Ciepłe zimy sprawiają, że potrafią się obudzić nawet w styczniu czy lutym. Zdezorientowane, błąkają się wtedy po lesie.
W zimowy sen wyjątkowo wcześnie w tym roku zapadł prezydent Andrzej Duda. Po wygranej kampanii wyborczej udał się na zasłużony odpoczynek. Z pewną dozą złośliwości można by powiedzieć, że następnie zapadł w drzemkę i rzadko się z niej budził. Przetarł na chwilę oczy we wrześniu, gdy Zjednoczona Prawica pokłóciła się o „piątkę dla zwierząt". Potem ze snu wyrwały go protesty, które rozlały się po Polsce po decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Później znów drzemka. Złośliwi żartowali nawet, że Andrzej Duda robi wszystko, by przekonać Polaków, że urząd prezydenta – wybieranego w bezpośrednich wyborach – jest w naszym ustroju zupełnie zbędny.
I oto nagle w styczniu prezydent znów się obudził. Niczym zdezorientowany niedźwiedź, wyrwany z zimowego snu, chodzi bezładnie po lesie, jakby chciał pokazać innym zwierzętom, że istnieje, że jest potrzebny i nie wolno o nim zapominać.
Współpracownicy prezydenta zaczęli więc grozić wetem do ustawy o działach administracji państwowej – o, ironio! – właśnie z powodu usytuowania w niej zwierzchnictwa lasów. Dla niedźwiedzi i dla prezydenta lasy są bardzo istotne, ale ustawa regulująca odpowiedzialność poszczególnych ministrów i zakresy ich kompetencji to zbyt ważna sprawa, by wyrzucać ją do kosza bez naprawdę fundamentalnej przyczyny. W dodatku prezydent zrekonstruował swoją kancelarię i udzielił wywiadu Interii. Rekonstrukcja wskazuje, że prezydent chce mieć własne MSZ, które nie tylko będzie organizowało mu zagraniczne podróże czy obsługiwało wizyty zagranicznych gości u niego, ale też stanie się ośrodkiem tworzenia własnej polityki zagranicznej (kto pamięta, jak po ustawie o IPN prezydent Duda nie odbierał telefonu od sekretarza stanu USA Rexa Tillersona, z pewnością w tym momencie szeroko się uśmiechnie). Po tym, jak PiS dokonało kolejnej zmiany na stanowisku szefa resortu spraw zagranicznych, słychać głosy niezadowolenia z funkcjonowania tego ministerstwa. Prezydent wpadł więc na pomysł, że zamiast naprawiać MSZ, zbuduje własne. Niestety, wygląda to na desperacką próbę pokazania, że głowa państwa nie śpi i jest w lesie, pardon, w Polsce bardzo potrzebna.
Najczęściej po przebudzeniu w styczniu niedźwiedzie znów kładą się spać. Jak będzie z prezydentem? Tego jeszcze nie wiemy. Na szczęście prócz zwykłych śladów myszkowania po lesie prezydent zostawił coś jeszcze. Podrzucenie w wywiadzie nazwiska Jana Rokity jako kandydata na rzecznika praw obywatelskich – jedyna ciekawa rzecz, jaką miał do powiedzenia – jest całkiem rozsądnym pomysłem, który mógłby pogodzić Prawo i Sprawiedliwość z częścią opozycji i przełamać impas wokół tego urzędu. Może się okazać, że właśnie to zapamiętamy jako najważniejsze osiągnięcie prezydenta RP w pierwszym roku drugiej kadencji.