Szefowa Kampanii prezydenckiej Jolanta Turczynowicz-Kieryłło nieustanie mówi o walce z hejtem, o trosce o wartości i wysokie standardy w polityce. Osią narracji PiS ma być właśnie kultura i wystrzeganie się nienawiści w kampanii. Tyle tylko, że wszystko, co się wiąże z zachowaniem poseł Lichockiej jest sprzeczne z tymi wezwaniami. Sam Duda jedyne, co powiedział w tej sprawie, to tyle, że polityk powinien mieć żelazne nerwy i nie dać się sprowokować. Nie widzi więc problemu wulgarnego zachowania posłanki, a jedynie złych polityków opozycji, którzy doprowadzili ją do takiej reakcji.
Sztab Dudy wzywa kandydatkę opozycji, by odcięła się a to od grupki aktywistów, która w Pucku skandowała hasła przeciw głowie państwa, a to by skrytykowała "Gazetę Wyborczą", która opisała dziwaczne zajście z kampanii samorządowej, podczas którego Turczynowicz-Kieryłło pogryzła mężczyznę, z którym się sprzeczała w nocy w czasie ciszy wyborczej. Tymczasem prezydenta nie stać na to, by odciął się od Lichockiej, a jedynie przypomniał, że sam pamięta, jak trudno mu było utrzymać na wodzy nerwy, gdy atakowali go posłowie z wrogiego obozu.
Podobnie sprzeczne z narracja sztabu Dudy jest zachowanie wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika, który w odpowiedzi na atak na sędzię w jednym ze śląskich sądów, zaatakował sędziowskie stowarzyszenie Iustitia, które o zdarzeniu poinformowało. Jakoś sztab Dudy od wiceministra się nie odciął. A przecież jeśliby traktowali na serio wezwanie do walki z hejtem, a nie traktowali je instrumentalnie do tego, by uderzać w politycznych przeciwników, to szefowa sztabu powinna od razu pojechać na Śląsk i wręczyć kwiaty zaatakowanej sędzi. Skądinąd zabawnie brzmią wyrazy oburzenie ze strony PiS pod adresem hejterów związanych z Platformą, w sytuacji, gdy konto ministra sprawiedliwości na Facebooku prowadzi ktoś taki jak Dariusz Matecki.
Te wydarzenia pokazują, że w dość sprawnym jak dotąd mechanizmie narracyjnym PiS coś się zacięło. Pierwszym sygnałem, że tak się stało, była właśnie sprawa Lichockiej. Po kilku dniach politycy PiS byli zmuszeni przyznać, że posłanka jednak wykonała wulgarny gest, choć na początku cały aparat propagandowy telewizji publicznej przekonywał, że tylko poprawiała włosy albo pocierała oko. Okazało się jednak, że wyborcy – mimo wielkich starań TVP – nie kupili tej propagandy i trzeba było przyznać, że posłanka pokazała świadomie środkowy palec, choć nie odpowiada z ten gest, bo sprowokowali ją posłowie opozycji. Ta zmiana narracyjna, pokazuje, że coś zmienia się w opinii publicznej. Sprawa Lichockiej odbiła się bardzo szerokim echem, znacznie wykraczającym poza internetowe bańki osób żyjących polityką na mediach społecznościowych. Tak samo dzieje się też z szefową sztabu Dudy i pogryzieniem przez nią mężczyzny. Mało kto dziś wie, co się działo, kto zawinił, ale informacja o Turczynowicz-Kieryłło gryzące mężczyznę przebiła się niezliczonych memów, czołówek tabloidów, żartów w radiowych audycjach muzycznych itp. To też pokazuje, że początek kampanii prezydenta idzie zupełnie inaczej, niż to sobie wymarzyli sztabowcy. Szósty dzień z rzędu bohaterem kampanii jest nie Andrzej Duda, ale szefowa jego sztabu. Coś musiało pójść nie tak.
Nie wiem, na ile świadomie, ale sztabowcy PiS zdają się wchodzić w buty Bronisława Komorowskiego. Opowieści Turczynowicz-Kieryłło o tym, że dobro zwycięży zło i że polityka powinna być pełna życzliwości i serdeczności, do złudzenia przypominają słynne już apele Komorowskiego z czasów akcji „Orzeł może”, wezwania do fajności i radości. Zresztą sam Duda wypowiedzią o tym, że ceny rosną tylko przejściowo, udowodnił że na lokatorach Pałacu Prezydenckiego w kampaniach o reelekcje ciąży jakieś fatum. W 2015 roku Komorowski opowiadał truizmy, albo udzielał rad w rodzaju "zmienić pracę lub wziąć kredyt". W sytuacji, gdy drożyzna staje się powszechnym tematem rozmów tysięcy Polaków, gdy wieprzowina podrożała o 25 proc, cukier o 20 proc., warzywa o 12 proc. w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku, twierdzenie o przejściowości podwyżek wydaje się błędem politycznym.