Tylko jednego zabrakło: dobrej gry reprezentacji. Niezłe mecze przeplatały się ze słabymi. Najlepszy rozegrała z Włochami na początku wspólnej drogi trenera i zawodników, a najsłabszy z tymi samymi Włochami na końcu tej drogi.
Prezes mówił że mogło być lepiej, ale nie było, bo w którymś momencie między zawodnikami a trenerem zaczęły rozchodzić się drogi. Aż nabrał pewności, że w takim stanie personalnym nasza reprezentacja niczego więcej nie osiągnie.
Skoro po nielicznych zwycięstwach można było jeszcze mówić o jako takiej symbiozie, to po porażkach zawodnicy dawali do zrozumienia, że to nie ich wina, tylko trenera.
Jedynym wyjściem z takiej sytuacji była zmiana. Należało znaleźć takiego selekcjonera, który potrafi tchnąć w zawodników nowego ducha, wymyśli taki system gry, który przyniesie zwycięstwa i ściągnie przed telewizory tych kibiców, którzy coraz częściej wątpili.
Zbigniew Boniek do tej pory zawsze mówił, że reprezentację Polski powinien prowadzić polski trener, ale teraz powiedział coś smutnego: nie ma w kraju trenera, który podołałby zadaniu. Czyli – Brzęczek był ostatnim i mu się nie powiodło.