Historia uczy, że kiepsko się kończą triumwiraty. Dzieje pierwszego z dwóch najsłynniejszych zwieńczyła śmierć Pompejusza. Drugiego – Marka Antoniusza. W obu przypadkach na placu boju zostawał ten trzeci, i to niekoniecznie z największymi atutami. I fundował dyktaturę. Tak, triumwirat na dłuższą metę jest niemożliwy, bo jego istotą jest kompromis. A kto z przywódców z ambicjami lubi kompromisy?
Jarosław Kaczyński świetnie zna historię. Bez wątpienia studiował rzymską historię i gruntownie analizował tę lekcję polityki. Dlatego nie chce i nie umie się zachować inaczej niż poprzednicy. Musi dążyć do zgniecenia sojuszników, którzy – na pewnym etapie drogi na szczyt – byli mu potrzebni. Bez nich nie dało się przejąć władzy. W kolejnych etapach – już nie. Czy pamiętasz, czytelniku, los pierwszych koalicjantów Jarosława Kaczyńskiego? Nie napiszę, że byli fajnymi facetami, jednak znacznie ważniejsze, że obaj zostali przez prezesa skutecznie z polityki wyeliminowani.
Dziś sytuacja się powtarza. Na naszych oczach przemija historia drugiego z triumwiratów Kaczyńskiego. Wyrok na Zbigniewa Ziobrę i Jarosława Gowina został już wydany. Oni to wiedzą, bo też znają historię. Prędzej czy później przyjdzie im się zmierzyć z prezesem pod jakimś Akcjum i będzie to starcie na śmierć i życie. Tyle że wcale nie jest powiedziane, że prezes wygra. Pompejusz był teoretycznie potężniejszy od Cezara, Antoniusz od Oktawiana. O triumfach i porażkach decydował w gruncie rzeczy przypadek. Ślepy traf, fatalna decyzja. Nierozważny krok.
Czyż czymś takim nie może się okazać inspirowany przez ministra Przemysława Czarnka atak na prof. Wojciecha Maksymowicza? Czarnek działa (nie ma znaczenia czy osobiście, czy przez członka swojego gabinetu politycznego) pozornie w zgodzie z logiką historii. W służbie własnej partii sieje spustoszenie w kręgach sojusznika, czyli przeciwnika – Jarosława Gowina. Przypomnienie obrzydliwych zarzutów z historii znanej w środowisku medycznym od lat ma zohydzić Maksymowicza. Pokazać, że to hipokryta, człowiek bez moralności, niegodny uczestnictwa w kręgu ludzi honoru (czytaj – Zjednoczonej Prawicy). To w jakimś stopniu uogólnienie. Postać Maksymowicza ma być metaforą całego środowiska Gowina. Czyż z takimi ludźmi można w ogóle wchodzić w alianse?
Tyle że ten atak może się okazać całkiem chybiony. Może wygrać prof. Maksymowicz i jego narracja, a z całej akcji w pamięci mogą zostać tylko niskie pobudki i intrygancka rola Czarnka. Zła wola i nieczyste intencje. Trochę jak w przypadku próby przejęcia kontroli nad Porozumieniem przez Adama Bielana. Marszałek Bielan nie wykonał swojego zadania, nie „dowiózł" prezesowi sukcesu. A teraz Czarnek. Nie dość, że nie doprowadził do skompromitowania Maksymowicza, to zostawił po sobie po sztubacku ślady. Bardzo to słabe. I słabi żołnierze prezesa. Z takim wojskiem nie wybierałbym się pod Akcjum. Bo klęska będzie jak malowana.