Takie gromy Gowin ściągnął sobie na głowę, deklarując, że dziecko potrzebuje taty i mamy razem, biorących odpowiedzialność ze jego wychowanie, i dlatego państwo refundować powinno zabiegi zapłodnienia in vitro tylko małżeństwom. A do tego poseł PO swoją opinię wzmocnił odwołaniem do badań, z których wynika, że w konkubinatach przemoc domowa, agresja i przestępstwa zdarzają się zdecydowanie częściej niż w małżeństwie.
Oczywiście nikt nie podjął polemiki z faktami – bo tego zwyczajnie zrobić się nie da. Zamiast tego zaczęto snuć opowieści o łamaniu przez posła Platformy praw człowieka. Tyle tylko, że nikt nie był w stanie wskazać, o które prawa człowieka chodzi.
W rzeczywistości bowiem idzie nie o prawa, ale o przywileje – bo tym właśnie jest finansowanie kontrowersyjnych i niesłychanie kosztownych zabiegów in vitro. Państwo oczywiście może pewne przywileje przyznać swoim obywatelom, ale ma także prawo ograniczyć je do przypadków, które uznaje za korzystne dla życia społecznego.
I tak właśnie jest w tym przypadku. Jarosław Gowin proponuje, aby państwo uprzywilejowało tylko tych swoich obywateli, którzy – podejmując decyzję o zawarciu małżeństwa – dali dowód, iż pragną stworzyć stabilny i trwały związek. A więc taki, który – co wynika ze wszystkich badań – pozostaje najlepszym środowiskiem wychowawczym.
Małżeństwo jest publiczną deklaracją wierności i stałości. Nie tylko “papierkiem”, ale zobowiązaniem – także wobec państwa i współobywateli – do pewnego stylu życia. I nie ma w tym nic dziwnego, jeśli państwo chce w zamian za to zobowiązanie udzielić swojemu obywatelowi pewnych przywilejów.