Na początek dwa zastrzeżenia. Osobiście nigdy nie lubiłem ministra Radosława Sikorskiego, ani gdy robił karierę w rządach Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka, ani PiS-u czy PO. Ale nie o antypatie czy sympatie tu chodzi, lecz o elementarną analizę zdarzeń.
Drugie zastrzeżenie: obu amerykańskich urzędników, Elona Muska i Marco Rubio, mam ochotę nazywać po prostu cymbałami, lecz bardzo się tego będę wystrzegał ze względu na zasady redakcyjne. Co jednak może okazać się zbyt trudne, za co z góry przepraszam – i czytelników, i redakcję. Minister Sikorski nie jest z mojej bajki, ale jest on członkiem polskiego rządu i reprezentantem mojego kraju.
Radosław Sikorski kontra Elon Musk: Poczucie godności osobistej wymienione na zwycięstwo dyplomatyczne
A teraz do rzeczy. Co takiego zdobył minister Sikorski za cenę poświęcenia swego ego? Ano stwierdzenie dwóch, tych, no, amerykańskich urzędników, że nie będą odłączali ukraińskiej armii od sieci Starlink należącej do jednego z tych urzędników, czyli Elona Muska.
Czytaj więcej
Platforma X to pole walki, na którym szef MSZ Radosław Sikorski nie mógł wygrać z najbogatszym człowiekiem świata Elonem Muskiem. Nie powinien więcej próbować. Czas skończyć z dyplomacją twitterową.
We wtorek zaś zaczną się w Arabii Saudyjskiej rozmowy amerykańsko-ukraińskie, na których przedstawiciele Waszyngtonu będą próbowali wyszantażować od Ukraińców przyzwolenie na złupienie ich zasobów metali ziem rzadkich. Ale też zgodę na jakieś, nieznane jeszcze, ustępstwa wobec Władimira Putina, przede wszystkim terytorialne.