Członkowie administracji Trumpa przekonują, że ich decyzja, by rzucić Ukrainę Rosji na pożarcie, nie przekłada się na Polskę i innych członków NATO. Flanka wschodnia może więc być wzmocniona, a Fort Trumpa doczeka się realizacji. Gwarancji na to jednak nie ma, choć Biały Dom może przychylniej patrzeć na Europę, gdy w Berlinie i Paryżu do władzy dojdzie skrajna prawica.
Kto nie zgodzi się na to, by rzucić Ukrainę Rosji na pożarcie?
Można pomstować na Trumpa, lecz rodzi się pytanie, czy jest europejska alternatywa dla mało wiarygodnego sojuszu z Waszyngtonem. UE jest militarnym karłem, a wojskowy sojusz Francji z Wielką Brytanią jest w powijakach. W najlepszym przypadku doprowadzi on do koalicji paru europejskich stolic, które nie godzą się, by Ukrainę rzucić Rosji na pożarcie.
Czytaj więcej
- Mamy wspólny cel pokoju - mówił podczas wspólnej konferencji z prezydentem USA Donaldem Trumpem prezydent Francji Emmanuel Macron. Z kolei prezydent USA powiedział, że "zawrzemy pokój". - Wojna na Ukrainie to jeden wielki problem, którego się pozbędziemy - powiedział.
Z zapowiedzi przyszłego kanclerza Merza można wnioskować, iż w koalicji tej będą Niemcy, lecz nie będą w niej wielbiciele Trumpa rządzący dziś Węgrami, Słowacją czy Holandią. Na pytanie, w której grupie będzie Polska, nie ma klarownej odpowiedzi, choć przez lata krzyczeliśmy, iż bezpieczeństwa w Europie nie można budować bez nas.
Przyjęcie narracji Kremla przez Biały Dom już zmieniło mapę geopolityczną Europy
Przez parę tygodni można udawać, że jesteśmy za Ameryką i Europą równocześnie, lecz Trump, Zełenski i Macron nie pozwolą nam chować głowy w piasek. Trump żąda absolutnej lojalności, by nie powiedzieć poddaństwa. Zełenski walczący o przetrwanie będzie nas mocno naciskał. Macron bez Polski nie będzie budował europejskiej siły militarnej zdolnej do walki przeciwko agresywnej Rosji.