Michał Szułdrzyński: Deep fake o Kamali Harris, czyli jak Elon Musk podpala świat

Elon Musk wrzuca na X wygenerowany przez AI filmik uderzający w Kamalę Harris, uważając, że jest zwykłym internetowym żartownisiem. Ale w ten sposób pokazuje, jak łatwo jest zalać sieć dezinformacją, co może zagrozić naszej demokracji.

Publikacja: 29.07.2024 13:18

Kamala Harris

Kamala Harris

Foto: REUTERS/Kevin Mohatt

Podawanie dalej w kampanii wyborczej filmiku stworzonego przez sztuczną inteligencję, nie informując, że jest on wygenerowany, to jak zabawa zapałkami w stodole pełnej siana. Ale podawanie dalej – i to jedynie z komentarzem: „świetne” – filmiku udającego klip wyborczy kandydata w wyborach prezydenckich w USA bez informacji, że jest to dzieło sztucznej inteligencji, przez kogoś, kto ma 200 milionów obserwujących, a w dodatku jest właścicielem serwisu X (dawniej Twitter), to już coś podobnego do próby podpalenia całego świata.

Najważniejsze daty z życia Kamali Harris

Najważniejsze daty z życia Kamali Harris

PAP

Co opublikował Elon Musk na temat Kamali Harris?

Nie sposób inaczej skomentować tego, co w sobotę zrobił jeden z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na ziemi. Musk podał dalej filmik wyglądający na materiał wyborczy Kamali Harris, w którym jej – to znaczy do złudzenia przypominający jej – głos mówi rzeczy całkowicie ją ośmieszające i kompromitujące jako osobę ubiegającą się o najwyższy urząd w USA, czyli też jeden z najważniejszych urzędów na całym świecie.

Musk bronił się, że parodia nie jest przestępstwem, ale nikogo ze swoich użytkowników nie poinformował, że to właśnie była parodia. I tu tkwi sedno problemu. Z jednej strony Musk zapewnia, że walczy o wolność słowa, że tylko dzięki jego serwisowi X wciąż na świecie możliwa jest wolna i nieskrępowana debata publiczna. Atakuje przy tym tradycyjne media, oskarżając je o wspieranie nie tylko demokratów, ale również wspomaganie ideologii woke, którą uważa za największą zarazę ludzkości.

Równocześnie jednak wprowadził szereg modyfikacji algorytmu rekomendacji, w efekcie którego oś czasu albo bez żadnego porządkowania wrzuca chronologicznie wpisy osób, które się śledzi, albo też proponuje treści kont bez względu na to, czy są śledzone, czy nie, głównie według kryteriów wywoływanego przez nie zaangażowania. W tej wersji algorytm podpowiada czyjąś kontrowersyjną wypowiedź, filmik z wypadkiem drogowym, oczywiście przefiltrowane przez nasze zainteresowania. Musk wymontował z algorytmów mnóstwo bezpieczników dotyczących mowy nienawiści, które jego zdaniem służyły cenzurze. Zmiany te odczuła z pewnością większość użytkowników serwisu. W opiniach wielu X się przez nie znacząco popsuł i proponuje znacznie więcej śmieciowego kontentu.

Dlaczego „żart” Elona Muska pokazuje, jakie zagrożenia czekają na demokrację w świecie deep fake’ów

W dodatku sam Musk zachowuje się, jakby był zwykłym technologicznym geekiem, wrzucającym na swoim koncie prześmiewcze memy, złośliwe komentarze, emotikony itp. Sęk w tym, że on nie jest zwykłym geekiem, ale właścicielem jednej z największych platform społecznościowych na świecie, która dla wielu ludzi pozostaje głównym źródłem informacji o wydarzeniach geopolitycznych, politycznych i społecznych. To tam swoje komunikaty publikują premierzy i prezydenci, ministrowie i wiele innych osób publicznych.

Bez wolności słowa nie będzie demokracji. Ale równie wielkim zagrożeniem jest ocean dezinformacji, w którym nikt nie może odróżnić prawdy od fałszu, autentycznego wideo kandydata od sztucznie wygenerowanej parodii

Wreszcie śledzi go niemal 200 milionów użytkowników. W dodatku Musk zadeklarował wielkie finansowe wsparcie dla kampanii Donalda Trumpa. Gdy więc wrzuca jako autentyczny wygenerowany przez AI filmik uderzający w Kamalę Harris, nie zachowuje się jak niewinny żartowniś, ale zaprzęga cały swój serwis w kampanię wyborczą. Kampanię, od której – nie będzie w tym żadnej przesady – zależą losy nie tylko USA, ale i całego świata.

I pokazuje, czym może się stać połączenie niefrasobliwości z możliwościami sztucznej inteligencji. Zamiast w przestrzeni absolutnej wolności słowa –  bez wolności słowa nie ma przecież demokracji – możemy znaleźć się w świecie zalanym dezinformacją, w którym nikt nie będzie mógł odróżnić prawdy od fałszu. Dla demokracji będzie to równie dużym zagrożeniem, a może nawet jeszcze większym, jak brak wolności słowa. 

Podawanie dalej w kampanii wyborczej filmiku stworzonego przez sztuczną inteligencję, nie informując, że jest on wygenerowany, to jak zabawa zapałkami w stodole pełnej siana. Ale podawanie dalej – i to jedynie z komentarzem: „świetne” – filmiku udającego klip wyborczy kandydata w wyborach prezydenckich w USA bez informacji, że jest to dzieło sztucznej inteligencji, przez kogoś, kto ma 200 milionów obserwujących, a w dodatku jest właścicielem serwisu X (dawniej Twitter), to już coś podobnego do próby podpalenia całego świata.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Estera Flieger: Spory osłabiają koalicję? Akurat w wyborach prezydenckich może przekuć je w sukces
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego wycofanie kontrasygnaty przez Donalda Tuska nie musi być dobrą wiadomością
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Polska nie wpuści Ukrainy do Unii Europejskiej z powodu Wołynia?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że pogłoski o końcu PiS były przesadzone
Komentarze
Estera Flieger: Donald Tusk, rozliczając Roberta Bąkiewicza, wyciągnął do narodowców pomocną dłoń
Materiał Promocyjny
Citi Handlowy kontynuuje świetną ofertę dla tych, którzy preferują oszczędzanie na wysoki procent.