Jędrzej Bielecki: Pyrrusowe zwycięstwo Emmanuela Macrona. Musi się przeprosić z Jean-Lucem Melenchonem

Siedem lat temu prezydent zdradził Partię Socjalistyczną swojego promotora Francois Hollande’a, aby wdrażać liberalne reformy gospodarcze. Teraz będzie musiał paktować ze znacznie bardziej radykalną wersją lewicy.

Publikacja: 07.07.2024 21:12

Prezydent Francji Emmanuel Macron

Prezydent Francji Emmanuel Macron

Foto: Aurelien Morissard/Pool via REUTERS

Strach miał wielkie oczy. Od kiedy 9 czerwca Emmanuel Macron niespodziewanie rozwiązał Zgromadzenie Narodowe, instytuty badania opinii publicznej spodziewały się, że władzę we Francji przejmie skrajna prawica. Załamała się giełda, zaczęły panikować rynki finansowe. Pewna swego była sama Marine Le Pen. Nie tylko już powiedziała, kto będzie z ramienia jej partii premierem (28-letni Jordan Bardella, człowiek bez studiów i politycznego doświadczenia), ale pouczała prezydenta Emmanuela Macrona, że jego prerogatywy w sprawach zagranicznych czy obronnych mają wyłącznie „symboliczny” wymiar. I zapowiadała, że natychmiast zabroni Ukraińcom używania francuskiej broni do niszczenia celów na terenie Rosji.

Wygląda jednak na to, że liderka Zjednoczenia Narodowego będzie musiała obejść się smakiem. Przynajmniej na razie. Jeśli wierzyć sondażowi instytutu Elabe dla telewizji BFMTV, ugrupowanie Le Pen miałoby otrzymać 115-150 mandatów. To dalece mniej, niż 289 posłów, jakie dają bezwzględną większość. Ponieważ w obecnym parlamencie nikt nie jest gotów tworzyć koalicji ze ZN, to oznacza, że skrajna prawica pozostanie w opozycji.

Czytaj więcej

Zakończyły się wybory we Francji. Sondaże wskazują na porażkę Le Pen

Ale to nie oznacza, że Macron może dziś świętować wielki tryumf. I to przynajmniej z dwóch powodów.

Czy Emmanuel Macron miał rację ogłaszając przedwczesne wybory

W ciągu nadchodzącego roku nie może ponownie rozwiązać parlamentu. A to oznacza, że będzie musiał paktować z Nowym Frontem Ludowym Jean-Luca Melenchona aby przeforsować budżet i jakiekolwiek ustawy. Arytmetyka nowego parlamentu jest bezwzględna. Jeśli trzymać się prognoz Elabe, sojusz radykalnej lewicy miałby mieć od 178 do 205 deputowanych, zaś liberalny blok Emmanuela Macrona Ensemble dostałby od 157 do 174 mandatów — czyli więcej od skrajnej prawicy. Gaullistowscy Republikanie mieliby zająć czwarte miejsce uzyskując 68 do 74 deputowanych.

Sam prezydent w trakcie konferencji prasowej 11 czerwca uznał, że Francji grożą dwa skrajne ugrupowanie: z lewa i prawa. Stawiał więc na tym samym poziomie Melenchona i Le Pen. Teraz będzie musiał jednak uznać, że ten pierwszy jest mniej groźny.

Kto będzie nowym premierem Francji

Tyle że lider Nowego Frontu Ludowego postawi wysoką cenę za współpracę z Pałacem Elizejskim. To przede wszystkim cofnięcie szeregu reform Macrona, poczynając od regulacji rynku pracy i emerytur. To ogromny cios dla prezydenta, który chciał przejść do historii jako wielki uzdrowiciel kraju. W państwie, którego dług sięga 110 proc. PKB, wdrożenie choćby części programu Melenchona może zostać bardzo źle przyjęte przez rynki finansowe.

Czytaj więcej

Komentarze po wyborach we Francji. Zjednoczenie Narodowe mówi o "sojuszu hańby"

W niedzielny wieczór Melenchon zażądał, aby Macron mianował premiera wywodzącego się z sojuszu lewicy. Dotychczasowy szef rządu Gabriel Attal zapowiedział, że w poniedziałek złoży dymisję.

Ale nowy skład Zgromadzenia Narodowego może też okazać się korzystny dla Le Pen. Jej ugrupowanie uzyska w końcu dużo więcej posłów, niż miało do tej pory (89). Stanie się więc bardzo silną opozycją, ale bez ciężaru podejmowania decyzji w bardzo trudnych dla Francji czasach. To może okazać się bardzo korzystnym punktem wyjścia do wygrania wyborów prezydenckich przez Marine Le Pen w 2027 r. A właśnie taki jest od lat najważniejszy jej cel.

Strach miał wielkie oczy. Od kiedy 9 czerwca Emmanuel Macron niespodziewanie rozwiązał Zgromadzenie Narodowe, instytuty badania opinii publicznej spodziewały się, że władzę we Francji przejmie skrajna prawica. Załamała się giełda, zaczęły panikować rynki finansowe. Pewna swego była sama Marine Le Pen. Nie tylko już powiedziała, kto będzie z ramienia jej partii premierem (28-letni Jordan Bardella, człowiek bez studiów i politycznego doświadczenia), ale pouczała prezydenta Emmanuela Macrona, że jego prerogatywy w sprawach zagranicznych czy obronnych mają wyłącznie „symboliczny” wymiar. I zapowiadała, że natychmiast zabroni Ukraińcom używania francuskiej broni do niszczenia celów na terenie Rosji.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Estera Flieger: Lewica wyłożyła się na sztucznej inteligencji. A wystarczyłoby trochę wyobraźni
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak zwalczać alkoholizm. Gawędy Izabeli Leszczyny
Komentarze
Wewnętrzna rekonfiguracja Nowej Lewicy. Co przyniesie?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Ukraina zmienia postawę w sprawie Wołynia? Ostrożnie z optymizmem
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Sondaże dla Rafała Trzaskowskiego, czyli co łączy kandydatów PiS z Jakubem Wawrzyniakiem