Środowa konferencja ministra sprawiedliwości pozostawiła spory niedosyt. I nie chodzi nawet o to, że zdaniem Zbigniewa Ziobry negocjacje unijne to nie miejsce dla miękiszonów, choć rzeczywiście nie wiadomo, czy według ministra miękiszonem jest Mateusz Morawiecki czy też kto inny. Nie, mój niedosyt wziął się z czegoś innego. Na konferencji ani nie pojawiły się gratulacje dla Joe Bidena, choć Donald Trump uznał swoją przegraną, ani nie padł komentarz do decyzji rosyjskiej prokuratury, która postanowiła wrzucić granat na polskie podwórko, żądając dostępu do nagrania i zapisu rozmowy braci Kaczyńskich.
Obie te sprawy są bardzo ważne. Prezydent Andrzej Duda jakoś wciąż nie pogratulował Bidenowi zwycięstwa (gratulował mu tylko owocnej kampanii), a przyszłość relacji z Waszyngtonem to dla polskiej racji stanu być albo nie być. Mogliśmy się dowiedzieć, jak ważna jest Ameryka, obserwując reakcje na kolejną wrzutkę Rosji. Niedawno sędzia Wojciech Łączewski twierdził w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej", że PiS się na nim mści, ponieważ zna on sekret braci Kaczyńskich – ich ostatnią rozmowę przed katastrofą 10 kwietnia. I choć były szef komisji wyjaśniającej katastrofę Maciej Lasek twierdzi, że rozmowa nie miała na nią żadnego wpływu, Rosjanie postanowili nacisnąć przycisk z napisem „Smoleńsk", by w Polsce obie strony rzuciły się sobie do gardeł.
Ktoś się może zdziwić, że domagam się wypowiedzi w tych sprawach od Zbigniewa Ziobry. Nie, to nie pomyłka. Wszystko wskazuje, że to w resorcie sprawiedliwości wykuwana jest polska polityka zagraniczna. MSZ zniknęło, ministra Szymańskiego też w mediach nie widać, zaś lider Solidarnej Polski co dwa dni robi konferencję w sprawie negocjacji budżetu UE.
I nie spotyka się to z żadną reakcją premiera czy lidera partii rządzącej. W efekcie coraz wyraźniejsze się staje, że to koalicjant przejmuje stery naszych negocjacji, stawiając warunki nie tylko europejskim partnerom, ale też samemu premierowi.
Ktoś zarzuci mi, że stroję sobie żarty ze spraw poważnych. Nic takiego. Pokazuję jedynie, jak dysfunkcjonalny jest system stworzony przez Jarosława Kaczyńskiego. Lider PiS wszedł dwa miesiące temu do rządu, by kontrolować Ziobrę. W efekcie brak reakcji na jego kolejne konferencje w sprawach europejskich wygląda tak, jakby miały one akceptację lidera Zjednoczonej Prawicy.