W tej historii mniej chodzi o treść, a bardziej o formę. Jest naturalne, że minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i rząd, który odgrywa kluczową rolę w polityce zagranicznej, chcą ją realizować, mając w najważniejszych placówkach dyplomatycznych zaufanych ludzi. Jest też oczywiste, że prezydent Andrzej Duda, pełniący dziś rolę najważniejszego bastionu PiS w strukturach władzy, będzie robił wszystko, co w jego mocy, aby jak najwięcej z tej władzy przy PiS zachować. Ambasadorów można było jednak wymieniać sukcesywnie, pozwalając, by każda ze stron mogła zwrócić uwagę na swoją kluczową rolę w tym procesie, albo dokonać tego w drodze demonstracji siły. Rząd wybrał to drugie.