Liderom PiS chodziło przede wszystkim o to, by przekonać własny aktyw i wyborców, że była to klapa. Według Jarosława Kaczyńskiego na marsz przyszło tylko kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w dodatku strasznie przeklinali, a towarzyszyli im, jak się wyraził Joachim Brudziński, „patocelebryci”, którzy w dodatku potem coś śpiewali. Zapewne fałszując.
„Po drinku, na koniec średnio udanego dnia, to pewnie się i ludzie w oczach mnożą” – napisał w mediach społecznościowych rzecznik Rafał Bochenek, komentując doniesienia o tym, że w kulminacyjnym momencie na ulicach Warszawy było nawet milion osób. Przekazowi władzy wtórowała dzielnie telewizja narodowa, tytułując relację w „Wiadomościach” „Klapa i agresja”. Ale ponieważ część osób mogła jednak zapoznać się z obrazkami przeczącymi tym tezom albo usłyszeć od rodziny inne opinie, minister Jacek Sasin od razu w poniedziałek rano zastrzegł, że podczas niedzielnej konwencji „PiS nie ścigał się na frekwencję”, a w ogóle to „nie można porównywać jabłek ze śliwkami”, bo to były zupełnie różne wydarzenia. Zwłaszcza – można dodać za klasykiem polskiego kina – że wcale nie padało.
Czytaj więcej
Reakcja PiS na zorganizowany przez KO Marsz Miliona Serc jest niespójna, a wypowiedzi polityków obozu władzy sobie przeczą. Ale i tak chodziło przecież tylko o to, by przekonać własny aktyw, że była frekwencyjna klapa.
PiS, by zatrzeć złe wrażenie po marszu, znów zajął się tym, co dobrze działa na elektorat, czyli widmem wydłużenia wieku emerytalnego. „67 to liczba hańby Donalda Tuska” – obwieszcza w nowym spocie premier Mateusz Morawiecki, nie wdając się w wyjaśnienia, że Koalicja Obywatelska (szczęśliwie) pomysł wydłużania wieku emerytalnego porzuciła, nauczona na własnych błędach. A Tusk nawet za niego przepraszał.
Gdyby więc argument emerytalny wydał się nieco wyblakły, z całkiem nowym wystąpił pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP Stanisław Żaryn (były rzecznik koordynatora służb Mariusza Kamińskiego). Uznał, że „przekaz Donalda Tuska płynący z niedzielnego marszu opozycji” był próbą manipulowania wyborcami i „obliczony był na budowę potencjału buntu społecznego, co może skutkować wzrostem niepokojów po wyborach”. Przeciwko czemu obywatele mieliby się zbuntować? Oczywiście, przeciw jedynej legalnej władzy, czyli przeciw Prawu i Sprawiedliwości. A jeśli to PiS przegrałby wybory? Takiej możliwości pan Żaryn chyba nie przewiduje.