Co ma wspólnego rosyjska rakieta balistyczna z białoruskim helikopterem wojskowym? Jak się okazuje – sporo. Nie tylko kraj producenta. Również to, że i jedno, i drugie potrafi być niezauważone przez polskie systemy bezpieczeństwa. I to na różne sposoby. O ile rakieta spod Bydgoszczy była widziana, ale „się zgubiła” na długie miesiące, o tyle śmigłowce Łukaszenki nad Białowieżą zauważyli przygodni obserwatorzy, a nie polskie czy NATO-wskie służby.
W jako tako szczelnym systemie obrony polskiego nieba po wejściu obcych jednostek w polską przestrzeń powietrzną powinno się je błyskawicznie namierzyć, zmusić do zmiany kierunku lotu bądź do lądowania. Z baz powinny startować myśliwce, a radary monitorować intruza. Nic takiego, o ile opinii publicznej wiadomo, się nie wydarzyło.
Czytaj więcej
Prowokacja, błąd pilotów czy też „ochrona” Łukaszenki? Polska zwiększa siły wojskowe przy granicy z Białorusią po wtargnięciu w naszą przestrzeń powietrzną śmigłowców dyktatora.
Śmigłowce wleciały 5 km w głąb Polski, przez jakiś czas buszowały po naszym niebie, a potem nie niepokojone wróciły na Białoruś. Czy wydarzyła się jakaś tragedia? Z pewnością nie. Poza tym, że na wschodzie mamy pełnowymiarową rosyjską agresję, na Białorusi kompletnie nieprzewidywalne oddziały wagnerowców, a Łukaszenko świadomie uczestniczy w wojnie hybrydowej z sojusznikami Ukrainy. Znów zawiodła komunikacja ze strony MON; najpierw informacji o incydencie zaprzeczono, potem ją potwierdzono. Bałagan? A może dużo gorzej, czyli próba zakłamywania prawdy. Minister Mariusz Błaszczak winien to wyjaśnić.
Nie wiadomo, jaka była przyczyna bez wątpienia świadomej – tak twierdzą eksperci – decyzji o wejściu obcych jednostek w polską przestrzeń powietrzną. Ślady prowadzą do samego Łukaszenki, który przebywał tego dnia przy polskiej granicy, a helikoptery mogły stanowić jego straż. Nikt nie wierzy w przypadek. Jedyne, co zastanawia, to czy prowokacja jest elementem szerszej strategii, czy wynika z chwilowego kaprysu dyktatora. W pierwszym wariancie chodziłoby o sprawdzenie polskich systemów monitoringu obszarów przygranicznych, potęgowanie psychozy zagrożenia albo kreowanie konfliktu po stronie NATO. W drugim – testowanie granicy cierpliwości nielubianego sąsiada.