PiS-owi jest przykro, a Solidarna Polska może świętować sukces. Prezydent Duda, kierując nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym do skrajnie upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego, uderzył w PiS jego własną bronią. Szanse na zakończenie happy endem serialu pt. „Zjednoczona Prawica i pieniądze z KPO” zmalały do minimum.
Jakie korzyści odnosi z tego Zbigniew Ziobro? Po pierwsze, uderza w premiera Mateusza Morawieckiego i jego ekipę. Po drugie, doprowadza do załamania planu pozyskania pieniędzy z unijnego programu, który uważa za lichwiarską pożyczkę i uzależnienie finansowe od eurokratów z Brukseli. Po trzecie, prowadzi do ostatecznej rozgrywki wewnątrz TK między sędziami przeciwnikami Julii Przyłębskiej a resztą przychylnego jej składu. Do tej pory faworytka Jarosława Kaczyńskiego unikała takiej konfrontacji, jak tylko mogła. Po czwarte, buduje własną pozycję, jako poważnej siły, która nie ma sobie równych w destrukcji. Może to i negatywny wizerunek, ale za to świadczący o sprawczości. Jak na partię o (w porywach) 2-proc. poparciu, to jednak sukces. Po co Ziobrze owa sprawczość? W Zjednoczonej Prawicy właśnie rozpoczęła się walka o miejsca na listach wyborczych. PiS musi znać mores i wiedzieć, że ekipę ministra sprawiedliwości stać na wiele.
Czytaj więcej
Decyzja Andrzeja Dudy oceniana jest w szeregach opozycji jako bolesny cios dla PiS. I nowe polityczne paliwo na starcie kolejnego etapu kampanii.
Dlaczego jednak w tej psychodramie bierze tak znaczący udział głowa państwa? Andrzej Duda ma perspektywę drugiej części kadencji i wie, że to ostatni moment na wypracowanie sobie pozycji – zarówno wobec ewentualnego rządu dzisiejszej opozycji, jak i trzeciej kadencji PiS. Najpierw został przecież wmanewrowany przez rząd PiS we współsprawstwo demontażu wymiaru sprawiedliwości. Profesorowie z jego Alma Mater słali do prezydenta listy protestacyjne. Spotykały go w środowisku prawniczym same despekty i rozczarowania. A potem, kiedy na skutek nacisku Unii okazało się, że trzeba się rakiem z owego demontażu choć trochę wycofać – nawet nie został zapytany przez rząd Morawieckiego o zdanie. I tego swojej macierzystej partii nie wybaczył.
W efekcie tak fundamentalna sprawa jak pieniądze z KPO zależy teraz od politycznych ambicji i rozgrywek. Skoro praworządności brak, to one decydują.