Wcześniej Polska robiła wszystko, żeby nie przegrać, bo w fazie grupowej liczyły się punkty, a nie styl. Teraz o awansie decydował jeden mecz, więc trzeba było dążyć do zwycięstwa i o kalkulacjach nie mogło być mowy. Wreszcie zobaczyliśmy Polaków grających tak, jak lubią – do przodu, a nie kurczowo trzymających się własnej połowy.
Dużo biegali, skutecznie przeszkadzali rywalom, więc nawet mistrzowie w takiej sytuacji mieli spore problemy z organizowaniem swoich akcji i z zatrzymaniem naszych. Efektem takiej gry była liczba strzałów. W meczu z mistrzem świata oddaliśmy ich więcej niż w trzech dotychczasowych spotkaniach. To świadczy o tym, że zawodnicy mają możliwości, tylko muszą mieć trenera, który potrafi je wykorzystać poprzez wybór właściwego składu i taktyki. Czesław Michniewicz takim trenerem nie jest.
Czytaj więcej
Polacy przegrali w 1/8 finału z Francuzami 1:3 i wracają do domu. Nasi piłkarze zagrali swój najlepszy mecz na mundialu, ale nie przyćmili gwiazd rywali. Błyszczał zwłaszcza genialny Kylian Mbappe, strzelec dwóch bramek.
To, że Polacy grali z Francją ładnie i ofiarnie, nie powinno nam przesłaniać czego innego i nie skłaniać do euforii. Owszem, gra mogła się podobać, ale to Francuzi strzelali bramki. Ta nasza, w ostatniej minucie z karnego, była tylko na otarcie łez.
Padła po akcji Kamila Grosickiego, którego do tej pory trener nie widział w drużynie. A on przez kilka minut przeprowadził trzy akcje, w tym tę zakończoną karnym. Robert Lewandowski wykorzystał go w drugiej próbie, ale widać było, jak ciężko mu idzie. Chyba miał świadomość, że w spotkaniu, w którym każdy dawał z siebie wszystko, on był zupełnie niewidoczny.