To fatalna wiadomość dla nawet 2 mln przedsiębiorców. W przyszłym roku płacone przez nich składki na ZUS wzrosną aż o 17,1 proc. Wszystko przez to, że ich wysokość uzależniona jest od prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia na następny rok. Rząd tymczasem przyjął projekt budżetu państwa na 2023 r., w którym założył, że przeciętne wynagrodzenia wzrośnie w stosunku do tegorocznego właśnie o te przeszło 17 proc.
W tym roku przedsiębiorca, który prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą, oddaje do ZUS co miesiąc nieco ponad 1210 zł. W przyszłym odda o ponad 200 zł więcej, w sumie prawie 1420 zł. Tylko z pozoru te 200 zł nie wyglądają groźnie. W ciągu roku uskłada się bowiem z tego blisko 2500 zł. To tak jakby przedsiębiorca musiał oddać w tym roku do ZUS dwie dodatkowe miesięczne składki.
Czytaj więcej:
Dla wielu przedsiębiorców to może być gwóźdź do trumny. Od wielu miesięcy borykają się przecież z powszechną drożyzną. W górę gwałtownie poszły ceny surowców, półproduktów, maszyn, urządzeń, paliw. Więcej trzeba płacić także choćby za wyprodukowanie ulotek, reklamy, papier, tonery… Ta lista nie ma końca. Efekt jest taki, że koszty prowadzenia niemal wszystkich biznesów mocno poszybowały. Prawdziwą katastrofą są jednak rachunki za energię elektryczną i ogrzewanie. Te rosną często o setki procent. I rozkładają wiele firm, także tych z długą tradycją i renomą.
Tsunami uderza właśnie w gastronomię. Padają kolejne bary i restauracje. To samo z piekarniami, ale też mnóstwem innych biznesów. Inflacja bije w nasze portfele i po prostu ograniczamy wydatki. Na gastronomię, kulturę, wyjazdy, ubrania… Ostrożniej wydajemy pieniądze. Już odczuli to przedsiębiorcy w miejscowościach turystycznych. A poprawy sytuacji na horyzoncie nie widać. Inflacja wcale nie hamuje, a nawet jeśli w końcu zacznie, to jeszcze długo będzie bardzo wysoka. Spadku cen energii i ogrzewania też darmo wypatrywać. No i za chwile dojdzie do tego rekordowa podwyżka składek na ZUS.