Ludzkość porusza się po cienkiej czerwonej linii od dawna. Przekroczyliśmy punkt na osi, w którym to siły natury miały przewagę – być może jeszcze w czasach, kiedy biblijne wezwanie „czyńcie sobie ziemie poddaną” nie brzmiało jak okrutna ironia. Zaprzęgliśmy przyrodę we własną niszczycielską działalność, produkując dziurę ozonową, efekt cieplarniany i wszystkie jego konsekwencje: huragany, susze, powodzie i roztapianie się lodowców. Za każdym razem zwyciężała nieopanowana chciwość. Dopiero wtedy tematem zainteresowała się polityka. Skutki jej działań obserwujemy właśnie na Odrze.
Przez 17 dni od pierwszych alarmów o katastrofie ekologicznej propagandowa bestia siedziała cicho, przestraszona skalą problemu. Potem zaczęło się to, co od wielu lat jest specjalnością polskiej sceny politycznej: oskarżenia i kierowanie dyskusji publicznej w rejony kompletnego absurdu. Jest rtęć czy jej nie ma? Do dziś nie wiadomo, komu wierzyć i jakie są fakty. Wiadomo za to, że do wtorku wyłowiono z Odry ponad 80 ton śniętych ryb, a będzie ich więcej. Do rzeki nie wolno się zbliżać, poić zwierząt, łowić ryb, o kąpaniu nie wspominając. Eksperci mówią wprost: Odra jest martwa i tak będzie przez kilka, może nawet dziesięć najbliższych lat.
Czytaj więcej
Wędkarze odkryli setki śniętych ryb w rzece Soławie (Saale) niedaleko Bernburga w Saksonii-Anhalcie. Przyczyną katastrofy ekologicznej może być wypadek w jednym z lokalnych przedsiębiorstw.
Nie wiadomo, w jakim stopniu odpowiedzialne za to są służby państwa. A władza zrobi wszystko, żeby tej odpowiedzialności nigdy nie udało się precyzyjnie wymierzyć. Czy np. niski poziom wody (nawet 9 cm) to efekt polityki regulacyjnej? Czy betonowanie brzegu odpowiada za niezdolność Odry do samooczyszczenia i brak kryjówek dla ryb? A jeśli tak – kto za to odpowiada? To tylko niektóre z pytań, a przecież jeszcze nie dotarliśmy do najważniejszego: czy ktoś zrzucił truciznę do rzeki i kim był ten ktoś? I na ile wprowadzona przez obecną władze struktura zarządzania zasobami wodnymi spowodowała totalny chaos i naraziła obywateli na niebezpieczeństwo?
Ale trucizna dotarła i do polityki, wlewa się w jej żyły, i to nie tylko między władzę centralną i samorząd, między rząd i opozycję, nie tylko wżera się w ściany siedziby Wód Polskich i w biurka w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska, ale i pomiędzy polityków Zjednoczonej Prawicy. Nie ma bowiem lepszego sposobu na ruszenie do politycznego ataku niż zrzucenie winy na niewygodnych polityków z własnego obozu, tym bardziej jeśli Solidarna Polska atakuje wewnątrz koalicji rządzącej ludzi premiera Mateusza Morawieckiego.