W Polsce prawo antyaborcyjne jest tak surowe, a napięcie społeczne wokół wszystkich tematów związanych z rodzeniem lub nierodzeniem dzieci tak silne, że każdy, kto dołoży choćby małe drewienko do tych płonących emocji, musi być podejrzewany o skłonności samobójcze. Tak jak PiS, wprowadzając rozporządzenie nazywane umownie „rejestrem ciąż”.
Czytaj więcej
Minister zdrowia podpisał rozporządzenie, na mocy którego katalog danych zbieranych przez personel medyczny zostanie rozszerzony m.in. o alergię, grupę krwi i ciążę.
W nowym prawie chodzi o to, by „personel medyczny” odnotowywał informacje o pacjencie, takie jak alergie, grupa krwi i ciąża. Pierwsze dwie okoliczności są łatwe do zrozumienia i dotyczą wszystkich: informacja o uczuleniu na leki czy oznaczona raz na zawsze grupa krwi w dokumentach medycznych to ułatwienie i dla pacjentów, i dla lekarzy. Ale co ma z tym wspólnego ciąża?
Są sytuacje, w których trzeba poinformować lekarza czy stomatologa o „odmiennym stanie” – to np. prześwietlenie. I wtedy odpowiednie ostrzeżenia oraz pytanie medyka załatwiają sprawę. Podobnie z przepisywanymi lekami. Lekarz pyta – pacjentka odpowiada. Rejestru się nie prowadzi. Nie wiadomo zresztą, jakie miałyby być konsekwencje faktu, że np. 7 czerwca pacjentka rozpoczęła leczenie zęba, będąc w ciąży, a 30 przyszła dokończyć – i już w ciąży nie była. Co z ta wiedzą ma zrobić stomatolog? Dociekać, co się stało? Urodziła? Poroniła? Usunęła? A może po prostu wpisuje taką informację do systemu, a kto inny zajmie się śledzeniem?
W krajach, które nie są podejrzewane o złą wolę czy odmawianie kobietom prawa wyboru, takie rozporządzenie pewnie nie wzbudziłoby żadnej dyskusji. Przeszłoby niezauważone w powodzi różnych biurokratyczno-medycznych procedur. Ale w Polsce musi budzić złe skojarzenia. Władza na to ciężko zapracowała, i choć każda z partii ma w tej sprawie coś na sumieniu, to wina PiS polegająca na przyjęciu przepisów, które mogą prowadzić do tragedii, jest najcięższa. I na nic nie zdadzą się zapewnienia, że „to Unia chciała”, albo że to „dla dobra kobiet”. Bo ta władza straciła zaufanie zbyt wielu Polek, a szczególnie tych, które mogłyby rodzić w Polsce dzieci. I długo go nie odbuduje.