Poglądy Franciszka na temat wojny w Ukrainie, zwłaszcza ubrany w troskę o zabijanych brak potępienia dla naczelnego zbrodniarza, wielu szokują i oburzają. I słusznie. Bo to wojna, w której podział na sprawcę i ofiarę jest jednoznaczny. Czego papież nie chce dostrzec, a nawet więcej, próbuje sprawcę usprawiedliwić: mogło go ponieść, miał przed domem szczekające NATO.
Uzasadnienia poglądów, które niektórych katolików pewnie na dobre już zniechęcą do Watykanu, można jednak szukać w sprawach fundamentalnych dla całego chrześcijaństwa. I na Bliskim Wschodzie.
Czytaj więcej
Franciszek krytykowany jest w Polsce za to, że nie potępił po nazwisku Putina, tak jakby Watykan...
Franciszek przed kilku laty zawarł pakt z Putinem. Nie osobiście, nie na papierze. Ale zawarł, bo to w nim znalazł wspólnika w dziele obrony chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Nikt inny z możnych się do tego nie palił, w szczególności przywódcy Zachodu. Choć Zachód miał duży wpływ na to, że Bliski Wschód stał się miejscem, gdzie chrześcijanom jest coraz trudniej przetrwać. Przeżyć nawet. To bardzo szybki proces. W Iraku 70 lat temu chrześcijanie stanowili ponad 10 proc. mieszkańców, ćwierć wieku temu – 5 proc. Teraz niewiele ponad 1 proc.
Niedawno zapowiadało się, że znikną z Syrii. Albo zginą, albo uciekną. Rozpoczęty przed 11 laty bunt przeciwko dyktatorowi Baszarowi Asadowi przerodził się w krwawą wojnę domową. Po jednej stronie sunnici, coraz bardziej radykalni, także w nienawiści do chrześcijan. Po drugiej Asad, sam przedstawiciel mniejszości, alawickiej, a za jego plecami przerażona mniejszość chrześcijańska. Nie każdy syryjski chrześcijanin był zwolennikiem dyktatury Asada, ale w razie zwycięstwa skrajnych radykałów sunnickich los każdego mógł być tragiczny.