Przemówienie prezydenta USA Joe Bidena na Zamku Królewskim w Warszawie miało wielu adresatów. Z pewnością z uwagą słuchano go na Kremlu, gdy Biden mówił, że Putin musi odejść. Z pewnością wlewało nadzieję i otuchę w serca walczącej Ukrainy. Ale też było skierowane do polskich elit politycznych.
W Pałacu Prezydenckim prezydent USA podkreślał wartości, które nas łączą: wolność, niezależność mediów, prawo obywateli do głosu i przejrzystość rządów. Na Zamku Królewskim mówił o wspólnocie demokratycznych państw opartej na praworządności.
Czytaj więcej
Bitwy, która trwa teraz, nie wygramy w ciągu dni czy miesięcy. Musimy przygotować się na długą walkę - powiedział na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden.
Już wkrótce po wystąpieniu Bidena politycy PiS z nieskrywaną satysfakcją podkreślali, że ze słów Bidena wynika, że uważa Polskę za demokrację, kraj praworządny, w którym media cieszą się wolnością, więc cała narracja opozycji oto bierze w łeb.
Cieszmy się dobrym samopoczuciem polityków PiS. Ale to oni powinni sobie odpowiedzieć dziś na pytanie, czy dalej mają plany budowy nieliberalnej demokracji? Czy dalej chcą szukać trzeciej drogi między Wschodem i Zachodem? Czy chcą dalej kontynuować zmiany w wymiarze sprawiedliwości, które większość wolnego świata ocenia krytycznie, jako próbę zmniejszenia jej niezależności? Stanięcie po stronie Ameryki w wojnie z autokracjami oznacza, że PiS wszelkich zamordystycznych ciągot będzie się musiał wyrzec.