Trudno wierzyć w cuda, a jednak czasem się wydarzają. Polacy, których przez całe lata tresowano w niechęci do imigrantów, nagle zmienili front i masowo wspierają uciekających z Ukrainy uchodźców. I nie jest to zwykłe wsparcie. Jak to w naszej porywczej naturze bywa, pomoc dla uciekających przybrała formę wielkiej, wszechogarniającej fali, gigantycznej mobilizacji społecznej, w której ścigają się w ofiarności i kreatywności organizacje charytatywne i społeczne, samorządowcy i harcerze, przedsiębiorcy i związki wyznaniowe.
Serce od tego rośnie, a jedyne, czego można sobie życzyć, to, by ów zbiorowy poryw serca nie trwał przez moment, ale się zinstytucjonalizował i przerodził w trwałą zasadę społeczną. Oczywiście, trudno w tej sprawie być naiwnym; poważne wyzwania dopiero przed nami. W Polsce mogą się pojawić wskutek przedłużającej się wojny jeszcze miliony obywateli Ukrainy. Trzeba zorganizować im wsparcie humanitarne, medyczne, edukacyjne, a w dalszej kolejności pracę i włączenie w system socjalny. To wielkie wyzwania, przed którymi stoi nie tylko społeczeństwo, ale przede wszystkim polskie państwo. Kolejne miesiące czy lata będą zasadniczym testem właśnie dla niego. Mam nadzieję, że rządzący, ale też cała polska klasa polityczna mają tego świadomość.
W Polsce mogą się pojawić wskutek przedłużającej się wojny jeszcze miliony obywateli Ukrainy
Na razie odrabiamy swoją lekcję z humanitaryzmu wzorcowo. Korzysta na tym polityka, zwłaszcza prawica. Oto bowiem odchodzą w cień echa haniebnych zachowań sprzed lat, kiedy polski rząd kierowany przez Beatę Szydło (nigdy nie zostanie to zapomniane) odmawiał nawet prośbom Watykanu o czasowe przyjęcie niewielkich grup uchodźców z bombardowanej Syrii. Ale i tych ostatnich, zeszłorocznych przejawów skrajnej bezduszności wobec imigrantów na granicy z Białorusią.
Czytaj więcej
Węgierski premier zwala na Warszawę winę za sprowokowanie Putina do Wojny, by wysłać mu sygnał: poparłem sankcje, ale w sercu jestem po twojej stronie, nie jestem już częścią Zachodu.