W pomieszczeniach wszystko z szaf, szafek, szuflad powywalane na podłogę. Dzieci dostają rozkaz, by niczego nie ruszać, bo policjanci będą szukali śladów.
Po dwóch godzinach przyjechali. Pierwsze pytanie, na ile wyceniam straty, zwala mnie z nóg. Nie wiem, co zginęło, bo przecież niczego nie ruszam, by nie zatrzeć śladów. Nie potrafię dokonać wyceny. Policjant jest natarczywy. Patrząc na zniszczone drzwi, odpowiadam, że na pewno ok. 1000 zł. Przez kilka minut funkcjonariusz przekonuje mnie, że jestem w błędzie, że te drzwi są warte maksymalnie 300 zł, że... Sypie argumentami niczym karabin maszynowy, usiłując przekonać mnie do tego, bym zmniejszył wysokość straty. Jestem uparty.