Minister Adam Niedzielski wie o pandemii wszystko. Można go nawet nazwać „Kronikarzem Covid-19 znad Wisły". Wie, ile będzie zakażeń, ile osób umrze, ile jest na kwarantannie, ile łóżek szpitalnych kazali wojewodowie przygotować dyrektorom placówek. Wie doskonale, jak nauka stacjonarna w szkołach wpływa na rozprzestrzenianie się wirusa. Tyle że nic z tej wiedzy nie wynika.

Jak można pogodzić dość przerażające informacje o 50 tys., a może nawet 100 tys. zakażeń z zapowiedzią, że jak władza będzie chciała, to zamknie szkoły nawet z dnia na dzień? Jak można przestrogę o tym, że teraz mamy zaledwie początek piątej fali, spuentować całkowitym brakiem dodatkowych obostrzeń?

Czytaj więcej

Strategia walki z COVID-19. Polacy niezadowoleni z rządu

Być może zapytają o to ministra przedstawiciele opozycji, których zaprosił na spotkanie premier Mateusz Morawiecki. Być może szef rządu przyzna otwarcie, że bez głosów KO, Lewicy, PSL i Polski 2050 nie jest w stanie przeforsować ustawy posła Hoca? A może będzie chciał się dowiedzieć, co robić, żeby obywatele mieli lepsze zdanie o działaniach jego rządu w sprawie pandemii? Bo z sondażu dla „Rz" wynika, że dobre zdanie ma w tej kwestii zaledwie nieco ponad 26 proc. badanych. To mniej niż żelazny elektorat partii rządzącej.

Opozycja nie ma wyjścia i musi współpracować, fochy są wykluczone, bo chodzi o życie. Ale warunki stawiać można. Choćby po to, by minister zdrowia i premier mieli wymówkę przed swoim intelektualnym zapleczem w rodzaju ministra Czarnka, posłanki Siarkowskiej i kurator Barbary Nowak. To nad ich głowami muszą dogadać się w sprawie piątej fali z opozycją.