Siadając w piątek do wigilijnej wieczerzy, w zasadzie powinniśmy być z siebie zadowoleni – z sondażu, który prezentujemy w „Rz", wynika, że blisko 57 proc. z nas znalazłoby przy swoim stole miejsce dla uchodźcy czy migranta. Jeszcze cztery lata temu gotowość przyjęcia takiej osoby deklarowało tylko 21 proc. respondentów (sondaż dla Wirtualnej Polski). Można zakładać, że coś się w społeczeństwie zmieniło.
Tu jednak optymizm się kończy. Okazuje się bowiem, że uchodźcę przy swoim stole posadziłoby tylko 45 proc. osób deklarujących się jako „wierzące i praktykujące", 48 proc. z nich nie znalazłoby dla niego miejsca. Niewierzący nie mieliby problemu – 70 proc. deklaruje, że ich dom dla uchodźcy pozostałby otwarty.
Czytaj więcej
Rękę do migrantów chętniej wyciągają niewierzący niż osoby wierzące i praktykujące regularnie – wynika z sondażu.
Można byłoby przejść obok wyniku tego sondażu obojętnie, gdyby nie fakt, że jest to kolejne badanie potwierdzające jakąś znieczulicę wśród wierzących i praktykujących. Kiedy pod koniec października pytaliśmy o to, czy na teren objęty stanem wyjątkowym powinno się wpuścić organizacje humanitarne, by pomagały uchodźcom, tylko 39 proc. wierzących odpowiedziało pozytywnie.
Kim są osoby „wierzące i praktykujące"? To ci, którzy zgodnie z nauką Kościoła co niedzielę i w każde święto nakazane są w kościele. To ci, którzy regularnie przystępują do sakramentów. W piątek wieczorem połamią się opłatkiem, złożą sobie życzenia, a potem gremialnie pójdą na tradycyjną pasterkę. To także ci, którzy lada moment oznaczą swoje drzwi znakiem krzyża i wymalują na nich „K+B+M". To wreszcie ci, których dziadowie i pradziadowie mówili: „Gość w dom, Bóg w dom".