Artur Bartkiewicz: Awaria Facebooka. Rzeczy, których dowiedzieliśmy się o sobie

W poniedziałek, być może pierwszy raz w życiu, 3,5 mld ludzi na całym świecie miało okazję uświadomić sobie, jak głęboko ugrzęźliśmy w cyfrowej rzeczywistości, która wirtualna jest w sensie technicznym, bo tak naprawdę żyjemy w niej realnie.

Publikacja: 05.10.2021 12:20

Ikony mediów społecznościowych na ekranie telefonu

Ikony mediów społecznościowych na ekranie telefonu

Foto: PAP/EPA

Tak prozaiczna w dużej mierze kwestia, jak błąd przy zmianie konfiguracji routerów sprawiła, że nagle cofnęliśmy się do roku 2003. Czyli do czasów, gdy Mark Zuckerberg bawił się serwisem, w którym oglądał zdjęcia kolegów i koleżanek ze studiów, a ludzie na całym świecie po pracy szli do kina, kawiarni, restauracji albo na spacer, gdzie spotykali innych żywych ludzi, którym patrzyli w oczy i mówili coś do nich, nie używając w tym celu dwukropków i nawiasów do wyrażania swoich emocji. Do krewnych i przyjaciół mieszkających setki, albo tysiące kilometrów od nich dzwonili, lub pisali e-maile. Żeby poznać nowych ludzi szli na przyjęcie lub do klubu. A po powrocie do domu sięgali po książkę lub gazetę. Tak było niespełna 20 lat temu. Czyli w innej epoce.

Świata przed Facebookiem już nie ma, ale ten na Facebooku też powoli się kończy

I nie, nie jest tak, że o tym świecie nagle przypomnieli sobie ludzie, którzy urodzili się na przełomie tysiącleci, którzy pamiętają go, jak przez mgłę, albo nie pamiętają w ogóle. Nie, dla nich awaria Facebooka i Instagrama była zapewne mniej bolesna – bo już dawno są gdzie indziej. Choćby na TikToku, przy którym Facebook wygląda niczym oprawiony w skórę tom dzieł Mikołaja Reja przy komiksie o Supermanie – czyli jest po prostu serwisem o znaczeniu historycznym. O tym świecie przypomnieli sobie ci wszyscy, którzy mieli wtedy 20-30 lat. A dziś są statecznymi posiadaczami konta ze zdjęciami z wakacji, 5 tysiącami znajomych z całego świata, którym Facebook przypomina o urodzinach krewnych a Messenger i WhatsApp pozwalają błyskawicznie złożyć im życzenia. Dla rozrywki podglądają zdjęcia gwiazd filmu, muzyki i sportu na Instagramie, a bardziej zaawansowani sami chwalą się tam tym, gdzie zjedli obiad i jak dobrze bawili się na wakacjach. Ponadto tak zrośli się z Facebookiem, uznali go za coś tak naturalnego, że logują się za jego pośrednictwem do dziesiątków czy może setek innych aplikacji, dostarczających im wiedzy, rozrywki lub niezbędnych do pracy. Niektórzy już nawet nie zauważają, że z regularnością szwajcarskiego zegarka sprawdzają co stało się w tym świecie, w którym są wszystkie ważne dla nich osoby, odruchowo przesuwając palcem po ekranie telefonu w rytualnym spacerze po cyfrowej przestrzeni swojego profilu na Facebooku.

Czytaj więcej

Sześć godzin bez Facebooka. Jedna z największych awarii w historii serwisu

Kiedy nagle tego wszystkiego zabrakło, niektórzy pisali, że musieli przypomnieć sobie, jak zmienić kanał w telewizorze. Inni nerwowo szukali w internecie odpowiedzi na dręczące ich pytanie: „Jak żyć bez Facebooka?” i, potrzebując jego substytutu, zaczęli masowo logować się np. na Twittera, przez co ten został przeciążony i również miał problemy z wydajnością. Niektórzy pewnie zasnęli licząc, że gdy się obudzą, ten koszmar się skończy.

Skończył się. Odzyskali swój świat. Tego przed Facebookiem już nie ma.

Ale ten na Facebooku też się powoli kończy. Mój 8-letni syn nie chce konta na Facebooku. Jego koledzy są na TikToku. A ja jestem pewien, że swoich dzieci już tam nie spotkają.

Tak prozaiczna w dużej mierze kwestia, jak błąd przy zmianie konfiguracji routerów sprawiła, że nagle cofnęliśmy się do roku 2003. Czyli do czasów, gdy Mark Zuckerberg bawił się serwisem, w którym oglądał zdjęcia kolegów i koleżanek ze studiów, a ludzie na całym świecie po pracy szli do kina, kawiarni, restauracji albo na spacer, gdzie spotykali innych żywych ludzi, którym patrzyli w oczy i mówili coś do nich, nie używając w tym celu dwukropków i nawiasów do wyrażania swoich emocji. Do krewnych i przyjaciół mieszkających setki, albo tysiące kilometrów od nich dzwonili, lub pisali e-maile. Żeby poznać nowych ludzi szli na przyjęcie lub do klubu. A po powrocie do domu sięgali po książkę lub gazetę. Tak było niespełna 20 lat temu. Czyli w innej epoce.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich