Nie wiem, co jeszcze trzeba by nawywijać, wydając publiczne pieniądze, by zasłużyć na dymisję. Fundusz Sprawiedliwości został zmiażdżony przez NIK, co zresztą nikogo nie zaskoczyło, bo od dawna wiedziano, że to taka podręczna skarbonka kierownictwa resortu. Ale nic się nikomu nie stanie, bo prezes izby to wróg obecnej władzy, więc na pewno kłamie i jest nierzetelny, a Zbigniew Ziobro i jego współpracownicy to niezbędna część rządzącej koalicji.
„Może po wyborach coś się zmieni" – pocieszali się posłowie PSL, piętnując różne kosmiczne wydatki, np. na wspieranie instytucji małżeństwa czy studia nad sądami gospodarczymi na Bermudach. Może się zmieni. A może nie. I ja się wcale poczuciu bezkarności ministra i jego ludzi nie dziwię. W Polsce za takie rzeczy odpowiedzialności się nie ponosi. To nie Szwecja.
Dymisji więc nie będzie. Minister otrzyma kwiaty i zapłoni się jak panienka, a potem znowu wyda parę groszy na jakiś zbożny cel. Może na konferencję w sprawie szkodliwego wpływu Unii Europejskiej na Polskę? Ależ można by zrobić wtedy bankiet! Nawet 200 tysięcy nie wystarczy.
Czytaj więcej
Prezes NIK zdecydował się wreszcie ujawnić raport dotyczący Funduszu Sprawiedliwości, który - jak pisała „Rzeczpospolita" - był jego „asem w rękawie”.
W głębi duszy jednak politycy PiS mogą się niepokoić. Czy Zbigniew Ziobro aby rzetelnie podzielił się środkami, które miały służyć ofiarom przestępstw i więźniom opuszczającym zakłady zamknięte, z podopiecznymi PiS? Czy nie nazbyt egoistycznie wydawał środki, które mogłyby służyć całemu obozowi władzy? Przecież na pewno znajdzie się więcej posłów i eurodeputowanych, którzy mają biura, biura te ktoś prowadzi i ma rodzinę. I na pewno chętnie założyłby z rodziną jakąś fundację, która wystąpi w konkursie, jak ta założona przez szefową biura Patryka Jakiego. „Dlaczego – mogliby zapytać politycy PiS – tylko europosłowie Solidarnej Polski korzystają z tych słusznie należnych całej władzy środków?".