W tym sezonie udają, że grają. W czwartek przeprowadzili jedną - dwie akcje, oddali jeden niezły strzał. Zmarnowali nawet rzut karny. To się zdarza, ale Sandro Kulenović strzelił tak, jak grał - prosto w bramkarza. Arvydas Novikovas przez cały mecz zachowywał się jakby był zawodnikiem KuPs, a czwarty klub fińskiej ekstraklasy to mizerne umiejętności.
W wyjściowej jedenastce Legii znalazło się tylko dwóch Polaków: Radosław Majecki i Artur Jędrzejczyk. Pozostali to chimeryczna armia zaciężna, nie mająca z Legią żadnych związków uczuciowych. Pracują dla pieniędzy, ale niech chociaż nie partolą roboty i nie obrażają taką postawą kibiców.
Klub jest w wielkim kryzysie. Można odnieść wrażenie, że obok Dariusza Mioduskiego znaleźli się w nim ludzie, którzy nie mają pojęcia o polityce transferowej, nie dbają o atmosferę, nie potrafią uszanować starszych, oddanych klubowi zawodników. To nie jest dobra polska Legia Warszawa, przynosząca temu miastu honor, tylko Legia cudzoziemska z Warszawy. Kilkunastu cwanych piłkarzy i agentów z Europy zorientowało się, że w stolicy Polski można dobrze zarobić niewiele dając, a amatorzy w klubie, decydujący o transferach przyjęli ich na Łazienkowskiej z otwartymi ramionami.
Teraz klub zbiera owoce takiej polityki. Sprzedałbym dziewięćdziesiąt procent piłkarzy z dzisiejszej kadry Legii i za miesiąc już nikt by o nich nie pamiętał. Wziąłbym młodych, zdolnych, ambitnych chłopaków z Polski i po jakimś czasie nikt by nie widział różnicy. Tylko, że Legia nie ma na to czasu, bo liczy pieniądze na bieżąco. Słupki są najważniejsze.
Paradoksalnie najlepiej zagrała Lechia. Bramkę dla Broendby na 2:0 strzelił Kamil Wilczek, ale Lechia nie zamierzała się z tym pogodzić i po akcji Sławomira Peszki z Flavio Paixao doprowadziła do dogrywki. I dopiero wtedy straciła trzecią i czwartą bramkę. Grała jednak przyzwoicie.