Jednym z beneficjentów lockdownów oraz zdalnej nauki i pracy okazały się tablety. Smartfony były zbyt małe, a pecety – za drogie, wybór użytkowników padł więc na elektroniczne tabliczki. W ub. r. ich sprzedaż wystrzeliła, ale renesans urządzeń, które przed pandemią z roku na rok notowały spadki popytu, nie trwał zbyt długo.
Nadzieją użytkownicy biznesowi
Jak tłumaczy Ishan Dutt, analityk Canalys, pandemia zwiększyła konkurencję o dostęp do wspólnego ekranu w gospodarstwach domowych, a tablety pomagały rozwiązać ten problem, umożliwiając każdemu członkowi rodziny posiadanie własnego urządzenia. Jednak ów efekt się skończył, a rynek nasycił. Jak wynika z najnowszych danych IDC, dostawy tabletów w II kwartale br. spadły po raz pierwszy od początku epidemii koronawirusa. W całym regionie EMEA (Europa, Bliski Wschód, Afryka) sprzedano 11,8 mln szt. tych urządzeń, czyli o prawie 2 proc. mniej niż rok wcześniej. O ile uznane marki w tej branży dalej notują wzrost popytu (Lenovo o 58 proc., a Apple o 17 proc.), o tyle mniej znani producenci zanotowali ostre tąpnięcie (spadki sięgnęły ponad 46 proc.).
Generalnie zainteresowanie tabletami wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie (w porównaniu z II kwartałem 2019 r. rynek wzrósł o przeszło 22 proc.), ale analitycy wieszczą dalsze spadki. IDC przewiduje, że w II połowie br. rynek zanurkuje o 11 proc. To efekt m.in. mniejszych zamówień ze strony sektora edukacji.
Eksperci zastrzegają jednak, że wieszczenie krachu dla tej kategorii produktów elektroniki użytkowej byłoby dziś przedwczesne. O ile konsumenci nie są już siłą napędową sprzedaży, o tyle mają się nią stać użytkownicy biznesowi. – Tego typu ultramobilne urządzenia stają się bowiem standardem w branżach związanych z kontaktami z klientami – podkreśla Daniel Goncalves, kierownik ds. badań w IDC.