Do Europy codziennie dociera kilka tysięcy uchodźców, głównie przez wyspy na Morzu Egejskim. Grecy nie tylko nie są w stanie ochronić trudnej granicy morskiej UE, ale też odmawiają prawidłowego rejestrowania uchodźców.
– W ostatnich tygodniach nie zarejestrowali nikogo – mówi „Rzeczpospolitej" wysoki rangą dyplomata jednego z państw UE. Zamiast pobierać odciski palców, pozwalają im podróżować dalej przez Bałkany do krajów zamożnej i humanitarnej Europy Północnej: Niemiec, Szwecji czy Holandii.
Grecy mają swoje powody: boją się, że jak raz kogoś zarejestrują, to potem – zgodnie z konwencją dublińską – będą musieli przyjąć go z powrotem, w razie gdy nie znajdą się chętni do rozlokowania uchodźców. Co prawda UE uzgodniła rozdział 160 tys. uchodźców, ale po pierwsze, kraje są ciągle na to niegotowe lub po prostu odmawiają wykonania tej decyzji (jak w Europie Środkowej i Wschodniej). Po drugie, ta kwota szybko się wypełni i wobec braku skutecznej ochrony granic zewnętrznych pojawi się problem, co z kolejnymi tysiącami w Grecji i we Włoszech. Nikt nie ma więc motywacji, żeby poważnie traktować unijne zobowiązania, poza tymi, do których uchodźcy ostatecznie chcą dotrzeć.
Holandia namawia inne kraje dotknięte falą uchodźców, żeby schronić się w mniejszej grupie. Oznaczałoby to demontaż strefy Schengen, jaką znamy dziś, i stworzenie granic wokół kilku państw Europy Północnej.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu dyplomata jednego z państw wymienianych w tym projekcie mówił nam, że ujawnienie go w mediach holenderskich oznacza koniec projektu. Ale holenderski minister Jeroen Dijsselbloem w rozmowie z „Rzeczpospolitą" podtrzymuje pomysł. To spotyka się ze sprzeciwem Polski.