Od jesieni ubiegłego roku niemal każdy przełom miesiąca pogłębia traumę osób z kredytami mieszkaniowymi. Najpierw dowiadują się od GUS o kolejnym skoku inflacji, potem – o podwyżce stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej, na koniec – o wyższych ratach kredytu. Ten sam schemat zmącił właśnie nastrój majówki: tuż przed nią informacja o 12,3-proc., najwyższej od niemal ćwierć wieku inflacji, a w czwartek kolejna zła wiadomość dla zadłużonych – podwyżka stóp NBP z 4,5 do 5,25 proc. RPP podnosi stopy regularnie jak w zegarku, bo spóźniona goni za wzrostem cen konsumpcyjnych. Jeszcze we wrześniu stopa referencyjna wynosiła ledwie 0,1 proc.