Od początku br. do Polski z polityki spójności wpłynęło 2,7 mld euro, z czego 2,6 mld euro z puli na lata 2014–2020, ale w maju było to już tylko 7,7 mln zł. Jakie są tego przyczyny?
Napływ unijnych środków nigdy nie był równomierny. Na dodatek wciąż mamy do czynienia z okresem przejściowym. W 2015 r. de facto skończyła się perspektywa 2007–2013 i dopiero teraz ruszyły na dobre podział i wydawanie euro z budżetu UE na lata 2014–2020. Nałożyła się na to zmiana władzy i nowa ekipa musiała z marszu zmierzyć się i z końcowymi rozliczeniami okresu 2007–2013, i ze startem nowej perspektywy.
Przyspieszenie przed nami
Realizacja wszystkich nowych programów (krajowych i regionalnych) jest też opóźniona ze względu na fakt, że negocjacje ich treści z Brukselą trwały znacznie dłużej, niż się spodziewano w Warszawie. Rezultat jest taki, że euro z UE są dopiero dzielone i transfery przygasły.
– Przyspieszamy z konkursami, ale spodziewam się, że realnie napływ tych pieniędzy nasza gospodarka zacznie odczuwać na przełomie III i IV kw. br., co wynika ze specyfikacji realizacji dotowanych inwestycji – mówił niedawno Jerzy Kwieciński, pierwszy wiceminister rozwoju, a w środę przypomniał, że tylko w br. ogłoszonych zostanie łącznie ponad tysiąc konkursów na dotacje z pulą 100 mld zł.
Choć sytuacja jest przejściowa, to spowolnienie transferów z UE to kolejny powód napięć na linii rząd–regiony.