Miał na swoim koncie blisko 100 ról filmowych. Zasłynął jako bohater westernów – wielki kowboj złotej ery kina, był tytułowym Spartakusem z filmu Stanleya Kubricka, ale grał również w obrazach wojennych i dramatach. Czasem bywał ekranowym macho, jednak potrafił też stworzyć postacie niejednoznaczne, naznaczone przegraną. I założył cały hollywoodzki klan artystów.
Jego syn Michael Douglas napisał na Instagramie: „Dla świata był legendą, aktorem z okresu złotego wieku kina, człowiekiem, którego przywiązanie do sprawiedliwości i wartości, wyznaczyły standardy, do jakich dążymy. Ale dla mnie, dla moich braci Joela i Petera był po prostu Tatą, dla Catherine cudownym teściem, dla wnuków i prawnuka kochającym dziadkiem, dla żony wspaniałym mężem. Pięknie przeżył życie, pozostawił po sobie dziedzictwo dla następnych pokoleń. Był też znanym filantropem, który pracował na rzecz społeczeństwa i pokoju na świecie. Skończę słowami, jakie powiedziałem mu podczas jego ostatnich urodzin i jakie zawsze będą prawdziwe: 'Tato, bardzo cię kocham i jestem dumy, że jestem twoim synem'”.
Kirk Douglas urodził się 11 grudnia 1916 roku w rodzinie ubogich emigrantów rosyjskich żydowskiego pochodzenia. Naprawdę nazywał się Issur Danielowicz Demski.
- Wychowałem się w takiej nędzy, że mogłem iść tylko jedną drogą, do góry - mawiał później, a swoją autobiografię nazwał „Syn śmieciarza”.
Ale miał w sobie chęć wyrwania się ku lepszemu życiu. Uznał, że najłatwiej będzie mu się wybić przez sport albo przez osiągnięcia artystyczne. Na St. Lawrence University był tak dobrym studentem, że zdobył stypendium i dostał się do American Academy of Dramatic Art. W 1941 roku zadebiutował na Broadwayu, jednak wkrótce potem wstąpił do marynarki wojennej i do zawodu powrócił dopiero po zakończeniu wojny. Jego koleżanka ze studiów Lauren Bacall namówiła wówczas producenta filmu „Dziwne miłości Marthy Ivers”, by zrobił z Douglasem zdjęcia próbne. Wyszły doskonale. Potem Douglas zebrał też znakomite oceny recenzentów i na stałe zagościł na dużym ekranie. Trzy lata później za rolę boksera w „Championie” dostał nominację do Oscara. W latach 50. przylgnęła do niego etykietka specjalisty od pewnych siebie, twardych i niezłomnych macho. Potem jednak z tym wizerunkiem walczył.