Piłkarz Eric Cantona w filmie Kena Loacha Szukając Erica

Ken Loach opowiada o swoim spotkaniu z Erikiem Cantoną i jego najnowszym filmie, który, co nietypowe dla tego reżysera, jest komedią

Publikacja: 11.01.2011 23:26

Steve Evets i Eric Cantona, czyli piłkarz i jego fan, w filmie Kena Loacha „Szukając Erica”. Od piąt

Steve Evets i Eric Cantona, czyli piłkarz i jego fan, w filmie Kena Loacha „Szukając Erica”. Od piątku w kinach

Foto: SPINKA

[b]Rz: Ken Loach robi komedię? Zaskoczył pan widzów![/b]

[b]Ken Loach:[/b] To chyba dobrze. Artysta, który staje się przewidywalny, szybko się kończy. Czasem trzeba spojrzeć na świat inaczej. Pewnie zresztą nie odszedłem bardzo daleko od tego, co zwykle mnie interesuje. W „Szukając Erica” próbowałem pokazać ludzi, którzy są w stanie wydobyć się z kryzysu i wstać po burzach, jakie im się w życiu przydarzają. Pewnie można było opowiedzieć tę historię jako dramat, ale tym razem chciałem zrobić coś radośniejszego, bardziej optymistycznego.

[wyimek] [link=http://www.rp.pl/artykul/592522_Eric-Cantona.html] Czytaj też - Eric Cantona: piłkarz, który wszystko chciał robić inaczej [/link][/wyimek]

[b]Ze względu na Erica Cantonę?[/b]

Rzeczywiście szukaliśmy dla niego miejsca w filmie i rola idola, który może kogoś zainspirować do działania, wydawała nam się najodpowiedniejsza.

[b]Skąd wziął się pomysł współpracy z Cantoną? To prawda, że on sam się do pana zgłosił? [/b]

Tak. Zadzwonił i umówiliśmy się na spotkanie. Zaproponował mi zrobienie filmu o piłkarzu i jego kibicach, miał już nawet pomysł. Chciał opowiedzieć historię fana, który jeżdżąc za swoim idolem, traci wszystko – rodzinę, pracę, kumpli. To było ciekawe, ale jakoś do mnie nie przemawiało. Film nabrał kształtu, gdy za scenariusz wziął się mój stały współpracownik i przyjaciel Paul Laverty. To on wymyślił postać zdesperowanego listonosza, dla którego inspiracją staje się sam Eric Cantona. Po prostu odwróciliśmy sytuację. Kult idola miał bohatera budować, a nie niszczyć.

[b]Cantona zgodził się na tę koncepcję chętnie?[/b]

Bez oporów. To inteligentny, otwarty człowiek, którego nie zepsuła sława, jaką był otaczany. Może i dlatego, że przeszedł niemało trudnych chwil, więc zawsze potrafił zachować dystans do siebie i świata. Na początku naszej współpracy Paul Laverty spytał go, czy jest w stanie śmiać się z własnej osoby. Eric odparł, że nie ma problemów z własnym ego, a potem wielokrotnie udowadniał, że naprawdę tak jest.

[b]Co wniósł do filmu?[/b]

Entuzjazm i wielkie zaufanie do nas. Rzadko pracuję z gwiazdami, a Eric był facetem, za którym poszłoby kiedyś w ogień pół Anglii i cały Manchester. Zapytaliśmy go kiedyś z Paulem, co czuł, kiedy 50 tysięcy ludzi skandowało na stadionie jego imię. Odpowiedział szczerze: „Euforię i... strach, że to się może kiedyś skończyć”. A jednak zdecydował się przerwać karierę bardzo wcześnie. Szukał innej drogi. Robił różne rzeczy, ale przede wszystkim pokochał film. I sprawdza się w nim. Jak każdy piłkarz – doskonale wie, na czym polega gra zespołowa. To pomogło mu odnaleźć się w kinie.

[b]W „Szukając Erica” Cantona gra na trąbce. Skąd ten pomysł?[/b]

Z życia. W styczniu 1995 roku, w czasie meczu Crystal Palace – Manchester United, Eric kopnął kibica przeciwnej drużyny, który rzucił w jego stronę jakąś obelgę. Władze piłkarskie zawiesiły go wtedy na dziewięć miesięcy. Paul był ciekawy, jak zniósł ten czas. Catnona przyznał, że niełatwo. Musiał znaleźć inną pasję: próbował grać na trąbce. Zamykał się w domu, godzinami ćwicząc. Dlatego wróciliśmy do tej trąbki. W filmie zagrał na niej sam. A potem raz jeszcze przekonałem się o jego poczuciu humoru. Po nagraniach wysłałem mu SMS: „Muzycy są zachwyceni twoją grą, ale sugerują, że jednak powinieneś pozostać przy piłce”. Odpisał: „Boją się, że przeze mnie stracą chleb”. Bardzo miło wspominam pracę z Erikiem. Zresztą, nie mogło być inaczej. On lubi kino, a ja futbol.

[b]Pan lubi futbol?! [/b]

Oczywiście. Oglądałem mecze piłki nożnej od dziecka. W moim miasteczku kibicowałem szóstoligowej drużynie. Nie opuściłem żadnego meczu. Kibicuję zawzięcie Bath City – półprofesjonalnemu klubowi z wielką tradycją. Do dzisiaj chodzę dość regularnie na mecze. Choć boli mnie, że od czasu mojej młodości sport stracił dziewictwo. Z pięknego współzawodnictwa stał się korporacyjnym biznesem, w którym chodzi o wielkie pieniądze. Dziś wszystkie chwyty są w nim dozwolone.

[b]Jednak w „Szukając Erica” pozwolił pan sobie wrócić do czasów niewinności, proponując piękną wizję sportu i szczęśliwe zakończenie, tak przecież rzadkie w pana filmach.[/b]

Cantona wniósł nam w posagu swój optymizm. Nie opowiadaliśmy o łapówkach, wielomilionowych transferach, kupowaniu meczów, wybrykach piłkarzy i rozwydrzeniu prezesów klubów. Pokazaliśmy zwyczajnych ludzi, których łączy wspólne przeżywanie emocji. I solidarność rodząca się wówczas, gdy w tłumie zaczynają czuć swoją siłę.

[i]rozmawiała Barbara Hollender[/i]

[ramka] [srodtytul]Idol schodzi z plakatu[/srodtytul]

Ken Loach jest jednym z najważniejszych przedstawicieli brytyjskiego realizmu w kinie. Od lat portretuje ludzi, którzy zostali przez życie zepchnięci na margines, nie wytrzymali ciśnienia współczesnego świata, nie mając dość siły, żeby stawić czoła jego wymaganiom i bezwzględności.

Obraz „Szukając Erica” też wpisuje się w ten nurt filmów społecznych. Jego bohaterem jest bowiem zwyczajny listonosz z Manchesteru, Eric, mężczyzna w średnim wieku, któremu wali się życie. Nie został tym, kim chciał być, jego pierwsze małżeństwo rozpadło się, drugie okazało się jeszcze gorsze, praca nie daje mu satysfakcji, dwaj pasierbowie wchodzą w konflikt z miejscowymi gangsterami, traci kontakt z kumplami, a na dodatek dosięgła go depresja.

Czym więc różni się „Szukając Erica” od innych tytułów Kena Loacha? Otóż tym razem Anglik pozwala sobie na uśmiech i żart. W odruchu desperacji Eric sięga po trawkę. Pod jej wpływem widzi, jak z plakatu schodzi do niego idol – legendarny piłkarz Manchesteru United Eric Cantona. To on pomoże mu powstać z upadku, nauczy stawiać czoła koszmarom przeszłości i dnia dzisiejszego. I przypomni, że życie, jak piłka nożna, jest grą zespołową. Bo w najtrudniejszych chwilach pomogą listonoszowi kumple – kibice. Widz wyjdzie z kina pokrzepiony i uśmiechnięty.

Zaskakuje też Loach nieczęstą w jego filmach grą z wyobraźnią: ożywia plakat Cantony, który zresztą sam gra w filmie obok naturszczyków i mało znanych aktorów. Ale Loach to Loach. Nawet odjazd po zapaleniu skręta jest u niego bardzo realistyczny i niesie konstatację na temat solidarności prostych ludzi.[/ramka]

[ramka][srodtytul]Sylwetka Ken Loach[/srodtytul]

Urodził się 17 czerwca 1936 r. w Warwickshire w Wielkiej Brytanii w rodzinie robotniczej. Pracował w telewizji BBC, w 1967 r. zrobił pierwszą fabułę „Czekając na życie”. Jest autorem mocnych filmów społecznych, m.in.: „Kes”, „Riff-Raff”, „Wiatr w oczy”, „Jestem Joe”, „Słodka szesnastka”, „Polak potrzebny od zaraz”. Inny nurt jego kina stanowią obrazy poświęcone walce o wolność: „Ziemia i wolność”, „Pieśń Carli”, „Chleb i róże”, „Wiatr buszujący w jęczmieniu”.[/ramka]

[b]Rz: Ken Loach robi komedię? Zaskoczył pan widzów![/b]

[b]Ken Loach:[/b] To chyba dobrze. Artysta, który staje się przewidywalny, szybko się kończy. Czasem trzeba spojrzeć na świat inaczej. Pewnie zresztą nie odszedłem bardzo daleko od tego, co zwykle mnie interesuje. W „Szukając Erica” próbowałem pokazać ludzi, którzy są w stanie wydobyć się z kryzysu i wstać po burzach, jakie im się w życiu przydarzają. Pewnie można było opowiedzieć tę historię jako dramat, ale tym razem chciałem zrobić coś radośniejszego, bardziej optymistycznego.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP
Film
To oni ocenią filmy w konkursach Mastercard OFF CAMERA 2025!