Kowboje i obcy: Craig, Ford i kosmici w westernie

„Kowboje i obcy” łączą western i kino science fiction. Niestety, w tonie nazbyt serio

Aktualizacja: 27.08.2011 11:36 Publikacja: 27.08.2011 00:43

„Kowboje i obcy” to film Jona Favreau. Główne role grają Daniel Craig i Harrison Ford

„Kowboje i obcy” to film Jona Favreau. Główne role grają Daniel Craig i Harrison Ford

Foto: UIP

Film Jona Favreau przypomina kulturowy mash-up, czyli wymieszanie dwóch znanych utworów tak, by razem dały nową jakość. Z tym że w tym przypadku postanowiono połączyć w jedno na pozór nieprzystające do siebie gatunki kina.

Czytaj recenzje filmowe

Wszystko zaczyna się jak w klasycznej opowieści o Dzikim Zachodzie. Gdzieś na pustyni przytomność odzyskuje kowboj (Daniel Craig). Nie pamięta, kim jest ani jak tam się znalazł. Słowem, to człowiek bez imienia i bez przeszłości, jakby żywcem wyjęty ze spaghetti westernów, które w latach 60. uczyniły gwiazdą Clinta Eastwooda.

Obejrzyj galerię zdjęć

Bezimienny – podobnie jak bohater tamtych filmów – jest szorstki i brutalny. Różni go jednak od poprzednika drobny szczegół – niewiadomego pochodzenia metalowa bransoleta na nadgarstku.

Samotny kowboj trafia do zapyziałego miasteczka, gdzie panem i władcą jest były uczestnik wojny secesyjnej, a obecnie właściciel hodowli bydła, pułkownik Dolarhyde (Harrison Ford). Wkrótce okazuje się, że przybysz to poszukiwany listem gończym rabuś i morderca Jake Lonergan. Pułkownik ma z nim osobiste porachunki.

Kiedy się wydaje, że akcja będzie skoncentrowana wokół ich starcia, nadlatują statki kosmiczne, a kierujący nimi obcy urządzają sobie krwawe polowania na ludzi. Lonergan i Dolarhyde muszą zjednoczyć siły przeciw najeźdźcom. Pomocna w wojnie z kosmitami okaże się tajemnicza bransoleta.

Choć oglądamy gatunkową hybrydę – konwencje westernu i filmu o inwazji z kosmosu zaskakująco dobrze do siebie pasują. Tyle że o świeżości i zaskoczeniu nie ma mowy. Sklejenie dwóch schematów podkreśla jedynie, jak bardzo oba są wyświechtane.

Najbardziej jednak rozczarowuje co innego – brak poczucia humoru. Reżyser Jon Favreau udowodnił wcześniej w dwóch częściach przygód Iron Mana, że czuje nastrój komediowej zabawy. Tymczasem kowboje i obcy są śmiertelnie poważni, jakby grali w sequelu „Bez przebaczenia", a nie popkulturowym miszmaszu. Odrobina ironicznego dystansu mogłaby uśmierzyć przykre wrażenie wtórności.

Oczywiście, „Kowboje i obcy" to mimo wszystko solidna rozrywka. Małomówny Daniel Craig ze swoim zimnym spojrzeniem jest godnym następcą Clinta Eastwooda. Mam natomiast wątpliwości, czy rolę Dolarhyde'a powinien zagrać Harrison Ford. Jego szelmowski uśmiech z czasów „Gwiezdnych wojen" przerodził się obecnie w grymas zgorzkniałego emeryta. Czy to tylko maniera, czy też objaw cierpienia gwiazdora z powodu filmów, w których ostatnio występuje?

 

Film Jona Favreau przypomina kulturowy mash-up, czyli wymieszanie dwóch znanych utworów tak, by razem dały nową jakość. Z tym że w tym przypadku postanowiono połączyć w jedno na pozór nieprzystające do siebie gatunki kina.

Czytaj recenzje filmowe

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP